W Tłusty Czwartek nie chciało mi się smażyć pączków, więc poszłam na łatwiznę i kupiłam je w dwóch pobliskich cukierniach. Kiedy wracając z nimi do domu poczułam na klatce schodowej ciepły, waniliowy zapach rumieniących się w rozgrzanym tłuszczu domowych smakołyków, pożałowałam jednak, że to nie z mojego mieszkania dochodzą te drażniące nozdrza sąsiadów aromaty. Pomyślałam, że uczczę jakoś przynajmniej Zapusty, chociaż znów idąc na łatwiznę, bo ograniczając się do naleśników. Pancake Tuesday to wprawdzie tradycja anglosaska, a nie polska, ale na pączki nie mam już ochoty, a w robieniu faworków wyręczyła mnie Mama.
Od rana miałam podły nastrój, ale rozchmurzyłam się na myśl o miłej i prostej czynności smażenia naleśników oraz jeszcze milszej i prostszej perspektywie ich jedzenia. Niestety uśmiech szybko spełzł mi z twarzy, bo okazało się, że naleśniki przywarły do patelni i nie sposób przewrócić je na drugą stronę. Emaliowana żeliwna patelnia, z której okazyjnego zakupu byłam tak zadowolona, po raz kolejny zawiodła mnie przy próbie uzyskania kształtnych, okrągłych placuszków. Szybko więc sięgnęłam po jedyną dostępną mi alternatywę - patelnię grillową. Ciasto rozlewało się między jej rowkami, tworząc kształty dość odległe raczej od powszechnie spotykanych w przypadku pancake'ów, ale przynajmniej udało mi się jakoś zrumienić je z obu stron, zachowując przy tym jakąkolwiek formę.
Skorzystałam z przepisu Marthy Stewart, choć ilekroć trafiam w telewizji na jej program, nie mogę wyjść z podziwu, że naprawdę płacą jej ciężkie pieniądze za pokazywanie publiczności takich bzdur, jak np. przyozdabianie skórzanych torebek, skutkujące drastycznym ich zeszpeceniem. Od siebie dodałam mielone fistaszki i przyprawę korzenną. Amerykańskie pancakes jadłam bardzo dawno, ale po przypomnieniu sobie ich smaku stwierdzam z całą pewnością, że wolę większe, cieńsze, pozbawione proszku do pieczenia i nadziewane polskie naleśniki.
ORZECHOWO-KORZENNE PANCAKES
pół szklanki mąki tortowej, pół szklanki mąki z orzeszków ziemnych (albo innych mielonych orzechów), 2 łyżki brązowego cukru trzcinowego, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 2 łyżeczki mieszanki przypraw korzennych albo samego cynamonu, pół łyżeczki soli, szklanka mleka, 2 łyżki oleju roślinnego lub roztopionego masła, duże jajko, olej do smażenia
W jednej misce mieszamy składniki suche - mąkę, orzeszki, cukier, proszek do pieczenia, sól i przyprawy, a w drugiej mokre - masło/olej, jajko i mleko. Wsypujemy suche składniki do mokrych i łączymy niezbyt dokładnie, pozwalając sobie na małe grudki, tak jak przy robieniu muffinów.
Patelnię smarujemy olejem i rozgrzewamy. Wlewamy na nią małe porcje ciasta (przy pomocy małej chochli lub kubka z dzióbkiem), by uzyskać niewielkie placuszki.
Smażymy 1-2 minuty z jednej strony, a gdy na powierzchni pojawią się bąbelki, przewracamy na drugą stronę i smażymy jeszcze minutę.
Pancakes układamy na talerzu w wieżyczkę. Jedna porcja to 5-10 pancake'ów, w zależności od apetytu.
Na wierzchu kładziemy kawałek masła lub polewamy miodem, syropem (klonowym, z agawy, golden syrup) lub przekładamy masłem orzechowym albo kremem czekoladowym... Co tylko dusza zapragnie!
Z tej ilości ciasta wychodzi ok. 16 placuszków. Te, których nie zjemy, możemy ostudzić i schować do lodówki na później albo na jutro.
Oto moje kuriozalne w kształcie pancakes:
Tu natomiast możecie zobaczyć rezultaty mojego poprzedniego podejścia do tematu amerykańskich mini-naleśników. O podwójnym znaczeniu słowa flapjack pisałam kiedyś na moim poprzednim blogu.
Nigdy nie próbowałam takich specjałów. Chyba czas najwyższy to zmienić :)
OdpowiedzUsuńNo pewnie! To dobry pomysl na szybkie sniadanie, zwlaszcza dla dzieci. Oczywiscie mozna zjesc je ze swiezymi owocami, dla zdrowotnosci :)
OdpowiedzUsuń