piątek, 22 marca 2013

Krem z groszku

Czy Buka z "Muminków" opanowała nasz kraj i nie zamierza się stąd wynieść? Czy ziszcza się wizja naukowców, którzy wieścili powrót epoki lodowcowej? Wszystkich nas dręczą teraz te pytania, bo zima gości u nas już od pół roku, ale śnieg wciąż nie topnieje a mrozy nie puszczają. Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny minął bez echa, a ja martwię się, kiedy i w jakim stanie pojawią się młode warzywa, na które od dawna z utęsknieniem czekam. Póki co pocieszam się warzywami zamrożonymi, zapuszkowanymi i zakonserwowanymi w słoikach, a czasem sięgam po świeże produkty rolne importowane z krain, dla których Matka Natura jest łaskawsza. 
W duchu nadziei utrzymana jest zupa z groszku, który mimo, że zamrożony jak nasza przyroda, to nadał potrawie intensywnie zielony, iście wiosenny, kolor. Sezonowa depresja odbiera chęć do pracy, dlatego użyłam kostek rosołowych, mimo że ich skład chemiczny może przerażać. Nie dajmy się jednak zwariować. Przecież to jeden z wynalazków, który powstał, by ułatwić nam życie, dostępny również w wersji ekologicznej, a i glutaminian sodu może nie taki straszny, jak go malują. Przecież Japończycy odkryli w nim piąty smak - umami. Jak zwykle najważniejszy jest umiar.

KREM Z GROSZKU

450 g mrożonego groszku, 1 litr wody, pierś z kurczaka, pół małej cebuli, 3 ziemniaki, ząbek czosnku, kostka bulionu drobiowego, kostka bulionu warzywnego, sól, pieprz biały, sproszkowane chili, grzanki czosnkowe, 2 łyżki oleju

Gotujemy ziemniaki. W drugim garnku rozgrzewamy olej. Podsmażamy na nim pokrojoną w kostkę pierś z kurczaka, którą wyjmujemy. Na ten sam olej wrzucamy posiekaną cebulkę i czosnek. Gdy się zrumienią, zalewamy je wodą. Kiedy woda się zagotuje, rozpuszczamy w niej kostki rosołowe i wrzucamy groszek. Gotujemy go do miękkości. Doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy ziemniaki i miksujemy zupę na krem. Jeśli uważamy, że jest za słodka, możemy dodać trochę soku z cytryny. Przelewamy na talerze, dodajemy do każdej porcji kilka kostek kurczaka i grzanki czosnkowe (użyłam gotowych, idąc leniwym tropem bulionu z kostki, ale możemy pokroić chleb w drobne kostki, obtoczyć je w sproszkowanym czosnku, wymieszać z odrobiną oliwy i wstawić na blasze do piekarnika - pół godziny, 100 stopni). Dla ozdoby posypujemy szczyptą chili.




poniedziałek, 11 marca 2013

Placek cytrynowy

Dawno nic nie piekłam, więc korzystając z wizyty w domu rodzinnym, wyposażonym w lepszy piekarnik, postanowiłam naprędce przygotować coś na deser. Nie miałam pojęcia, co by to miało być, skierowałam więc swoje kroki do półki z książkami kucharskimi i wyjęłam pierwszą z brzegu. Była to "Kuchnia z Zielonego Wzgórza" Elaine i Kelly Crawford, zawierająca przepisy autorki "Ani z Zielonego Wzgórza", o której zdarzyło mi się już pisać na moim starszym blogu (dla zainteresowanych rudzielcami, Anią Shirley i syropem imbirowym - link tutaj). Przerzucając jej strony w poszukiwaniu natchnienia, trafiłam na "Placek cytrynowy Maud", którego wszystkie składniki miałam pod ręką, a wykonanie wydawało się szybkie i nieskomplikowane. Przystąpiłam więc do dzieła, a kiedy zorientowałam się, że przepis nie uwzględnia spodu, który niewątpliwie się przyda, postawiłam na sprawdzony sposób na błyskawiczne niby-ciasto czyli pokruszone herbatniki zmiksowane z roztopionym masłem. Nadawałby się tu biszkopt lub kruche ciasto, ale nie miałam czasu na ich przygotowanie.
Poniżej przytaczam fragment książki o placku cytrynowym, pochodzący z rozdziału "Wytworny i oficjalny obiad". Być może przygotowanie takowego jest na tyle czaso- i pracochłonne, że zarówno czasu, jak i pracy trzeba sobie zaoszczędzić przy deserze.

"Maud mogła być dumna ze swojego placka cytrynowego. W jej notatniku kulinarnym znajdują się też cudze przepisy na rozmaite odmiany tego ciasta, jednak najwięcej komplementów zebrał jej przepis, czasem w zadziwiających okolicznościach.

Jednym okiem śledzę swoją pisaninę, drugim obserwuję masę do placka cytrynowego. Przypomina mi się kompelemnt, którym zostałam obdarzona zeszłej niedzieli - angielski kompelement. Gościliśmy doktora Schofielda, lekarza - misjonarza z Korei. To bystry, acz pozbawiony taktu człowiek, który niczego się nie boi. Chyba podziela typową dla Anglików pogardę dla prymitywnych mieszkańców kolonii, ale po zjedzeniu drugiej porcji cytrynowego placka powiedział: <Przynajmniej naprawdę potraficie zrobić placek cytrynowy> [...] Pamiętam, że jedyny kompelent, jaki wypowiedział pod moim adresem wuj Leander, był taki, że piekę najlepsze ciasta. I kto twierdzi, że droga do serca mężczyzny nie wiedzie przez żołądek? Mogłabym mówić językami ludzi i aniołów - czego bynajmniej nie robię - a z pewnością nie wzbudziłoby to entuzjazmu doktora Schofielda. A plackowi się udało"*.

Nie wiem, czy ciasto to wzbudzi entuzjazm Mojego Mężczyzny, gdyż to nic innego jak wyłożony na spód i przykryty odrobiną białek lemon curd, który przyjął raczej sceptycznie, kiedy poczęstowałam go nadmiarem kremu, powstałym przy okazji robienia tych babeczek. Rzeczywiście jest to smak intensywny i kontrowersyjny, a przez to budzący skrajne emocje. Ja osobiście jako wielbicielka smaków trudnych lubię anglosaski lemon curd, więc w razie czego będę w stanie w pojedynkę opróżnić blachę.

Najpierw podaję przepis żywcem przepisany z książki, a poniżej moje do niego uwagi.




"PLACEK CYTRYNOWY MAUD

1 szklanka cukru, 2 łyżki skrobii kukurydzianej, starta skórka i sok z 1 cytryny, 1/8 łyżeczki soli, 1 całe jajo, 2 żółtka, 1 szklanka wody, 2 białka, 2 łyżki cukru

Nalej 1 cal (2,5 cm) wody na dno garnka do gotowania na parze i zagotuj.
Wsyp do miski cukier i zmieszaj go ze skrobią, startą skórką i sokiem z cytryny, solą, całym jajkiem i dwoma żółtkami. Dobrze wymieszaj. 
Wlej szklankę wody do górnej części garnka do gotowania na parze. Gdy tylko się zagotuje, wlej, mieszając, zawartość miski. Gotuj, aż zgęstnieje, około 15 minut. Lekko ostudź i wylej na upieczony spód.
Ubij białka na sztywno z dwiema łyżkami cukru i rozprowadź na placku. Przyrumień w piekarniku w temperaturze 220 st. C przez 5 minut".

Nie posiadam specjalnego garnka do gotowania na parze, co więcej nigdy czegoś takiego nie widziałam na własne oczy, zagotowałam więc trochę wody w rondlu, na którym postawiłam miskę, w której zagotowałam szklankę wody. Krem długo pozostawał zbyt płynny, więc przeżyłam kolejny kuchenny lęk, sądząc, że źle zinterpretowałam oryginalny przepis. Na szczęście po 20 minutach mieszania od czasu do czasu zgęstniał nieco, a dzieła dopełniło schłodzenie go przy otwartym oknie, zza którego wpadało powietrze zbyt zimne jak na marzec, a następnie wstawienie gotowego deseru do lodówki. 
Spód zrobiłam rozgniatając 200 g herbatników tłuczkiem do mięsa, które wymieszałam z rozpuszczonym w rondelku masłem. Tak powstałą masą wykleiłam prostokątną formę.








*, ** Elaine Crawford i Kelly Crawford - "Kuchnia z Zielonego Wzgórza. Przepisy L. M. Montgomery", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007