środa, 30 kwietnia 2014

Bez glutenu, laktozy i cukru: cytrynowo-miętowe filety z kurczaka i kasza jaglana


     Droga R.!

     Dzielnie trzymasz się diety, dlatego pełna podziwu dla Twojej konsekwencji, dorzucam kolejne trzy grosze do bezglutenowego, bezlaktozowego i bezcukrowego menu. 
Spór co było pierwsze: jajko czy kura, pozostaje nierozstrzygnięty, ale w przypadku naszego mini-cyklu przepisów sprawa jest jasna: zaczęłyśmy od jajka, a teraz czas na kurę. 
     Nie przestrzegam tak jak Ty konkretnych zakazów, ale jak to zazwyczaj na wiosnę bywa, staram się jeść lekko i zdrowo. Polubiłam też kaszę jaglaną, a słysząc co chwilę o jej cudownych właściwościach prozdrowotnych, jeszcze chętniej po nią sięgam. Tym razem dodałam do niej skórkę cytrynową, liście mięty i nerkowce, które dobrze komponują się z całością i wprowadzają do potrawy chrupkość. Podobno ludzki mózg lubi pożywienie, które chrupie, stąd zapewne popularność chipsów i paluszków. 
     Kurczak marynował się w oliwie z dodatkiem czosnku, mięty i soku cytrynowego, który dzięki kwaśnemu odczynowi sprawia, że mięso jest delikatniejsze. 
     Taki posiłek zrobisz łatwo i szybko, a zjesz zdrowo i smacznie. To lekkie danie, świeże i orzeźwiające dzięki zgranemu duetowi cytryna-mięta, idealne na sezon wiosenno-letni. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu.
      Podziwiam Twoją wytrwałość i ciekawa jestem, jak się teraz czujesz? Czy dieta rzeczywiście Ci pomogła? Co się zmieniło? Pisz koniecznie!

Całuję!

F.


CYTRYNOWO-MIĘTOWE FILETY Z KURCZAKA I KASZA JAGLANA


Na 2 osoby:

2 filety z kurczaka, 200 g kaszy jaglanej, pęczek świeżej mięty, cytryna, 50 g orzechów nerkowca (bez soli i tłuszczu), oliwa (do marynowania i smażenia, więc raczej nie extra vergine), 2 ząbki czosnku, sól morska, ziarnisty zielony pieprz


Filety myjemy, oczyszczamy i kroimy w paski. Kawałki mięsa wkładamy do dużej miski, zalewamy oliwą (powiedzmy pięcioma łyżkami) i sokiem wyciśniętym z połowy cytryny (skórkę zostawiamy, by potem zetrzeć jej trochę do kaszy), dodajemy porwane w palcach liście mięty, szczyptę soli, sporo świeżo zmielonego zielonego pieprzu oraz dwa obrane i zgniecione płaską stroną noża ząbki czosnku. Mieszamy, przykrywamy folią spożywczą i wstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę, żeby kurczak wchłonął aromaty, w których został umieszczony.

Zagotowujemy 1/2 litra wody, dodajemy szczyptę soli oraz łyżkę oliwy i wrzucamy do wrzątku przepłukaną pod zimną wodą kaszę. Przykrywamy i gotujemy na małym ogniu, aż wchłonie cały płyn (ok. 15 minut).

W tym czasie wyciągamy patelnię grillową. Na suchą wrzucamy orzechy i czekamy, aż się zrumienią. Uprażone nerkowce odkładamy na bok, a na patelnię wrzucamy kawałki mięsa razem z marynatą i rumienimy je z obu stron. Trzeba pilnować czosnku i w odpowiednim momencie, czyli nim zacznie się palić, zdjąć go z patelni.

Do ugotowanej kaszy dodajemy orzechy, porwane listki mięty i trochę skórki startej z cytryny, mieszamy widelcem.

Nakładamy na talerz kaszę, którą możemy polać oliwą z patelni i paski kurczaka, które skrapiamy jeszcze sokiem z cytryny.




wtorek, 29 kwietnia 2014

Risotto z dynią piżmową

     Podczas przedświątecznych zakupów natknęłam się na dynię piżmową. Bez namysłu wrzuciłam ją do koszyka, bo w Polsce to okaz raczej rzadki. Koncepcji na jej wykorzystanie miałam wiele, a egzemplarz tylko jeden, musiałam więc dokonać wyboru. Padło na włoską klasykę czyli risotto alla zucca. Oczywiście musiałam trochę namieszać i dorzuciłam do standardowego przepisu nieco od siebie. O ile dodatek szałwii był dobrym pomysłem, a odrobina skórki cytrynowej stanęła w kontrze do słodkawej całości, o tyle ser feta okazał się być zupełnie nie na miejscu. Trochę żałuję, ale nie mieszkam we Włoszech i parmigiano reggiano nie jest dostępny w byle sklepiku, stąd to nietrafione zastępstwo. Chociaż kultura starożytnego Rzymu wyrosła na gruncie tradycji helleńskiej, to mariaż włoskiej potrawy i greckiego sera nie udał się. Na tle dyni był zbyt kwaśny, ostry i dominujący.
     Moje risotto było smaczne i ciekawe, ale tym razem muszę przyznać, że chyba lepiej by było pozostać przy minimalistycznym, oryginalnym włoskim przepisie.


RISOTTO Z DYNIĄ PIŻMOWĄ


400 g ryżu arborio, dynia piżmowa, cebula, szklanka białego półwytrawnego wina, litr bulionu warzywnego, masło, 10 dkg parmigiano reggiano (na zdjęciach widnieje mój błąd czyli ser feta), skórka otarta z 1/4 cytryny, kilkanaście listków szałwii, sól morska (jeśli decydujemy się na wersję klasyczną, nie dodajemy szałwii i skórki cytrynowej)


Przygotowujemy bulion i gorący trzymamy pod pokrywką.

Cebulę siekamy drobno, a dynię obieramy, wydrążamy pestki (można je wysuszyć i zjeść, a jeszcze lepiej poczęstować nimi wybranka - pestki dyni wpływają dodatnio na potencję) i kroimy w niewielką kostkę. Uważajcie przy obieraniu - mój nowy, ostry jak żyletka nóż omsknął mi się na kobiecych kształtach dyni i rozciął mi palec. 

W dużym garnku rozpuszczamy dwie łyżki masła i szklimy na nim cebulę. Dodajemy dynię i smażymy kilka minut. Następnie dorzucamy ryż i mieszamy, żeby ziarenka wymieszały się z warzywami i zostały oblepione masłem.

Wlewamy wino i mieszając odparowujemy alkohol. Gdy ryż wchłonie wino, zaczynamy po trochu dodawać bulion. Na początku wlewamy po chochelce wywaru i mieszamy. Gdy płyn zostanie wchłonięty, dodajemy następną. Po pewnym czasie możemy dodawać większe porcje bulionu. Przygotujcie się na co najmniej 20 minut cierpliwego mieszania.

Gdy skończy nam się bulion i ryż będzie już miękki, zdejmujemy garnek z ognia. Ścieramy do risotta skórkę cytrynową, dodajemy posiekane listki szałwii i 2 łyżki masła. Mieszamy, przykrywamy i odstawiamy na 2 minuty.

Próbujemy i doprawiamy solą, jeśli to konieczne. Nakładamy risotto na talerze i na każdą porcję ścieramy ser. Przyozdabiamy listkami szałwii i jemy od razu. Risotto nie nadaje się do odgrzewania.




środa, 23 kwietnia 2014

Makaron soba z sosem na bazie zielonej herbaty oraz grzybami mun, brokułami i fistaszkami

     Nie uporałam się jeszcze ze wszystkimi dobrami, jakie zostały po wielkanocnym ucztowaniu, więc już czwarty dzień z rzędu w moim menu figurują domowy pasztet, sałatka warzywna i różne ciasta. Czując potrzebę odmiany, zrobiłam dziś na obiad danie inspirowane kulturą zupełnie odmienną od naszej, a mianowicie japońską. Spróbowałam w końcu makaronu soba, decydując się na podanie go z sosem na bazie zielonej herbaty. Zielona herbata smakuje umami, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by zastąpić nią bulion.
     Japoński gryczany makaron bardzo przypadł mi do gustu, a jego oprawę muszę zaliczyć do eksperymentów udanych, musiałam więc powstrzymywać się, żeby nie zjeść go za dużo. Przecież czekają na mnie pasztet, sałatka i świąteczne wypieki. 


MAKARON SOBA Z SOSEM NA BAZIE ZIELONEJ HERBATY ORAZ GRZYBAMI MUN, BROKUŁAMI I FISTASZKAMI


150 g makaronu soba, pół główki brokuła*, garść suszonych grzybów mun (uwaga, pod wpływem gorącej wody przybierają spore rozmiary!), zielona herbata liściasta (użyłam odmiany Gunpowder), 4 cebule dymki ze szczypiorem,  2 ząbki czosnku, czubata łyżka masła orzechowego z kawałkami fistaszków, łyżka ciemnego sosu sojowego, łyżka jasnego sosu sojowego, łyżka sosu rybnego, sól, 1/5 szklanki niesolonych orzeszków ziemnych, łyżka oleju do smażenia, kiełki brokułów


* Gdyby był to sezon, zamiast brokuła użyłabym zielonej fasolki lub groszku cukrowego, ale obecnie szabelek stoi po 30-40 zł za kilogram. Brokuł też jest w porządku, o ile nie doprowadzi się go do stanu rozpaćkania. Lubię, gdy jest twardawy i chrupiący. Zostawiam też kawałki łodyżek, które mają wyrazisty smak.


Suszone grzybki mun zalewamy wrzątkiem, przykrywamy i odstawiamy na 15 minut. 

W tym czasie blanszujemy brokuły: przekrojone na pół różyczki wrzucamy do lekko osolonego wrzątku i gotujemy 3 minuty. Odsączamy je i przelewamy lodowatą wodą, dzięki czemu będą miały niemal fluorescencyjny odcień zieleni.

Przygotowujemy mocną herbatę. Do imbryka wsypujemy dwie spore szczypty herbacianych liści i zaparzamy je przez siedem minut, po czym przelewamy napar do kubka.

Dymki bez szczypioru i czosnek siekamy drobno. Trochę szczypiorku przyda nam się do przybrania potrawy.

Na suchej patelni prażymy orzeszki ziemne, aż delikatnie się zrumienią. 

W ten sposób minął nam kwadrans namaczania grzybków, które teraz możemy odcedzić.

W rondlu rozgrzewamy łyżkę oleju i przez ok. minutę podsmażamy na nim cebulkę i czosnek. Dolewamy herbatę, a gdy się zagotuje, dodajemy czubatą łyżkę masła orzechowego. Mieszamy, doprawiamy sosami sojowymi i rybnym oraz wedle uznania solą i pieprzem. 

Dodajemy grzybki mun i przykrywamy garnek na 3 minuty. 

W tym czasie wstawiamy wodę na makaron - żeby było szybciej, najlepiej zagotować ją w czajniku elektrycznym, przelać do dużego garnka i ponownie zagotować na ogniu.

Po trzech minutach do sosu dorzucamy brokuły i dusimy jeszcze dwie minuty. Przykryty garnek zdejmujemy z palnika i odstawiamy.

Wrzącą wodę solimy i gotujemy makaron przez ok. 5 minut. Gdy jest miękki, odcedzamy go i mieszamy z sosem.

Nakładamy porcje na talerz, każdą posypujemy prażonymi orzeszkami ziemnymi, posiekanym szczypiorkiem i kiełkami brokuła. 


Itadakimasu! (W Wikipedii przeczytałam, że zwrot ten, używany przed jedzeniem tak, jak u nas "Smacznego!", oznacza "z pokorą przyjmę ten posiłek". Mam nadzieję, że ciche, pokorne i grzecznościowe milczenie nie będzie konieczne, gdy poczęstuję kogoś powyższym wynalazkiem.)






poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Mazurek makaronikowy przekładany

     Właśnie wróciłam do domu po świątecznym maratonie rodzinnym. Jak tu cicho i spokojnie... Nie trzeba już z nikim rozmawiać, nikogo słuchać, niczego jeść, niczego oglądać w telewizji...
     Oczywiście było niezwykle miło, ale święta to ogromny wysiłek fizyczny, emocjonalny, intelektualny i trawienny, mimo, że wszyscy życzą sobie z ich okazji wypoczynku i spokoju. 
     Nie zdążyłam zamieścić na blogu żadnego wielkanocnego wpisu, więc zrobię to teraz, prawie post factum. Za wypieki mogłam wziąć się dopiero w Wielką Sobotę wieczorem, ale jak już dorwałam się u Rodziców do piekarnika, to wyprodukowałam dwa mazurki, kruche ciasteczko, sernik z morelami i świetną babkę adwokatową, którą będę musiała zrobić kiedyś jeszcze raz. Miała pięknie prezentować się na paterze, oblana polewą czekoladową, ale rozpadła się na pół przy wyciąganiu z formy. Mogę jednak pokazać Wam mazurka, który smakował mi i moim Rodzicom oraz Panu D. i jego rodzinie, w tym samej Teściowej czyli wszystkim, którzy go skosztowali. Warto więc, żebym zapisała przepis, póki go pamiętam.
     To wypiek nieskomplikowany i w wyglądzie raczej skromny, ale można go przyozdobić tak, by prezentował się bardziej imponująco. Zrezygnowałam z jakiejkolwiek polewy, ponieważ jeden z dwóch egzemplarzy musiałam wziąć w podróż pociągiem. Przetrwał ją bez szwanku i zebrał mnóstwo komplementów. Nic dziwnego, bo każdemu musi smakować delikatny, maślany, kruchy spód i cienka warstwa makaronikowa przełożone dżemem, który wprowadza trochę kwaskowości. Te trzy elementy skłądają się na lekką i nie przesadnie słodką całość, którą chętnie się podjada, chociaż żołądek wydaje się być już rozciągnięty do granic możliwości.


MAZUREK MAKARONIKOWY PRZEKŁADANY

kruchy spód (przepis Magdy Gessler):

200 g masła, 150 g mąki tortowej, 30 g mąki ziemniaczanej, 50 g cukru pudru, 3 żółtka, szczypta soli

Z powyższych składników zagniatamy elastyczne ciasto, formujemy z niego kulę i wkładamy ją na godzinę do lodówki. Ciastem wylepiamy wysmarowaną masłem okrągłą lub prostokątną formę i pieczemy ok. 15 minut w 180 st.

warstwa makaronikowa:

4 białka, pół szklanki cukru, 100 g mielonych migdałów, szczypta soli

do przełożenia:

słoik dżemu malinowego


Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli, pod koniec miksowania dodając cukier i migdały.
Kruchy spód smarujemy dżemem, na który wykładamy masę makaronikową.
Pieczemy ok. 45 minut w 180 st.




     Chcę Wam jeszcze przedstawić czerwonookiego zająca-albinosa, bonus dla Pana D. Zrodził się z foremki w odpowiednim kształcie, nadmiaru kruchego ciasta, lukru czyli cukru pudru wymieszanego z wodą i sokiem z cytryny oraz czerwonego pisaka do ciast. Zajączek na zajączka. Mała rzecz, a cieszy.



czwartek, 17 kwietnia 2014

Zupa z białej rzepy z rzodkiewką

     Kupiłam na rynku dwie piękne białe rzepy i... zapłaciłam za nie 10 zł. Trudno, słowo się rzekło, uiściłam należność i zabrałam je do domu. Potrzebowałam pierwszego dania do obiadu, więc zrobiłam z nich prostą zupę. Rzepa spokrewniona jest z rzodkiewką, co zresztą widać i czuć, więc stwierdziłam, że będzie im razem dobrze. Surowa rzepa miała też bardzo delikatny posmak chrzanowy, więc dodałam do zupy trochę chrzanu.
     Powstała lekka, wiosenna, postna zupka, idealna na Wielki Piątek. Jeśli jednak ktoś planuje w ten dzień naprawdę się umartwiać, to ostrzegam, że ta zupa jest na to zbyt smaczna.    


ZUPA Z BIAŁEJ RZEPY Z RZODKIEWKĄ

2 duże białe rzepy, 3 małe ziemniaki, 800 ml bulionu warzywnego (zrobionego od podstaw lub z ekologicznej kostki rosołowej), pęczek rzodkiewek, 2 łyżeczki tartego chrzanu, 3 łyżki słodkiej śmietany 12%, gałka muszkatołowa, pieprz, ewentualnie sól, łyżka masła 


Rzepy myjemy i kroimy w kostkę. W dużym garnku rozpuszczamy masło i wrzucamy na nie rzepę. Mieszamy i dusimy kilka minut, w międzyczasie obierając ziemniaki i krojąc je w kostkę.

Zalewamy rzepę bulionem, a gdy się zagotuje, dodajemy ziemniaki. Przykrywamy i gotujemy, aż warzywa będą miękkie. 

Gdy zupa przestygnie, blendujemy ją na gładki krem. Dodajemy śmietanę, chrzan, pieprz i kilka szczypt gałki muszkatołowej. Wstawiamy na ogień. Gdy zupa się zagotuje, wrzucamy do niej posiekane listki rzodkiewki i blanszujemy je 2 minuty.

Rozlewamy zupę na talerze i do każdej dodajemy pokrojone w plasterki rzodkiewki.  




wtorek, 15 kwietnia 2014

Fasolka po bretońsku

     Dziś znowu danie, które znałam tylko ze sklepowej półki z gotowymi daniami i postanowiłam zrobić samodzielnie od podstaw. Tym razem będzie to popularna w Polsce fasolka po bretońsku, w Bretonii ponoć zupełnie nieznana. Bliższa wydaje się być Brytyjczykom, którzy chętnie jadają fasolkę z pomidorami i kiełbaskami na śniadanie. 
     Korzystając ze słoika lub puszki, mamy do czynienia z fast foodem, ale domowa wersja to już prawdziwy slow food. Pracy wymaga niewiele, za to sporo czasu. Fasolę trzeba namoczyć na noc, a potem długo ją gotować, ale warto poczekać, bo różnica w smaku jest kolosalna. 
     To typowy eintopf o rustykalnym charakterze, który można wielokrotnie odgrzewać. Warto ugotować go z podwójnej ilości składników i połowę zakonserwować w słoiku. Będzie jak znalazł, gdy będziemy potrzebowali obiadu w pięć minut. 


FASOLKA PO BRETOŃSKU

500 g karłowego Pięknego Jasia, 500 ml 100-procentowego soku pomidorowego, 250 g kiełbasy (3 śląskie), 150 g wędzonki krotoszyńskiej (lub wędzonego boczku), 2 cebule, 2 ząbki czosnku, 2 liście laurowe, po łyżeczce suszonego majeranku, tymianku i cząbru, sól i pieprz oraz 2-3 suszone papryczki peperoncini, jeśli chcemy uzyskać wersję pikantną


Fasolę na noc zalewamy wodą. Po 12 godzinach odsączamy i zalewamy świeżą wodą do poziomu 1 cm nad fasolą. Gotujemy z liściami laurowymi na niewielkim ogniu z uchyloną pokrywką.
Gdy woda odparuje przykrywamy garnek i odstawiamy.

Kiełbasę i wędzonkę kroimy w kostkę, cebulę i czosnek drobno siekamy. Wędliny wrzucamy na zimną patelnię, stawiamy na ogniu i czekamy, aż wytopi się z nich tłuszcz. Wtedy dodajemy cebulę, a gdy się zeszkli dorzucamy na minutę czosnek.

Do garnka z fasolą dolewamy sok pomidorowy i przekładamy zawartość patelni. Doprawiamy majerankiem, tymiankiem, cząbrem i papryczkami, jeśli ich używamy. Dusimy na niewielkim ogniu, aż fasola będzie odpowiednio miękka.

Na koniec przyprawiamy do smaku solą i pieprzem.

Najlepiej smakuje ze świeżym pieczywem, które można maczać w sosie.



niedziela, 13 kwietnia 2014

Polędwica wieprzowa w sosie musztardowo-miodowym

     Wróciłam do polskiej rzeczywistości i czekających tu na mnie obowiązków, z których najprzyjemniejszym jest oczywiście gotowanie. Na wyjeździe miałam okazję robić tylko kanapki, tymczasem w domu czekał na mnie Pan D., stęskniony za moimi obiadami. Pożalił mi się, jak to smętnie i bez apetytu przeżuwał mrożone pierogi i mieszankę warzyw chińskich, więc wzruszona przystąpiłam do przygotowania porządnego posiłku.
     Zrobiłam polędwicę w sosie miodowo-musztardowym, która od dawna chodziła mi po głowie. Za moich szkolnych czasów taki sos dostępny był w słoiku, a moja Mama, jako kobieta pracująca i wracająca późno do domu, czasem po niego sięgała. Bardzo go lubiłam, ale potem wycofano go ze sprzedaży, więc podjęłam próbę odtworzenia tamtego smaku. Ideał osiągnęłam właśnie teraz, w myśl zasady "do trzech razy sztuka". Oczywiście różni się od słoikowego oryginału, ale tylko na korzyść. 
     Pan D. zjadł ze smakiem i miłą świadomością, że znów ktoś zajął się kwestią jego wyżywienia, z którą przez tydzień borykał się z marnymi rezultatami.


POLĘDWICA WIEPRZOWA W SOSIE MUSZTARDOWO-MIODOWYM

Na 2 osoby:

polędwica wieprzowa, łyżka masła, łyżka oliwy, gałązka rozmarynu, ząbek czosnku, marchewka, 2 łyżki musztardy Dijon, 2 łyżki miodu, szklanka białego półwytrawnego wina, sól, pieprz, 2 łyżki słodkiej śmietany 12%


Marchewkę kroimy w zapałki, wrzucamy na 3-4 minuty do wrzątku i odsączamy. 
Oczyszczoną polędwicę kroimy w centymetrowej grubości plastry, które rozbijamy delikatnie kostkami dłoni. Młotek do mięsa zrobiłby z polędwicy miazgę.
Na patelni rozgrzewamy masło i oliwę, razem z obranym i zgniecionym ząbkiem czosnku oraz gałązką rozmarynu.
Kładziemy kotleciki na tłuszcz i obsmażamy krótko, po minucie z każdej strony. Zdejmujemy mięso z patelni i wlewamy na nią wino.
Mieszamy, odskrobując od dna to, co na nim zostało czyli deglasujemy i gotujemy chwilę na dużym ogniu, żeby odparować alkohol.
Gdy zapach alkoholu przestanie bić w nozdrza, zmniejszamy ogień i dodajemy musztardę, miód oraz odrobinę soli i pieprzu. Zabielamy sos śmietaną. Mieszamy i wkładamy mięso z powrotem na patelnię. Dusimy w sosie kilka minut, pod koniec dodając ugotowaną wcześniej marchewkę. Podajemy z ziemniakami.



sobota, 5 kwietnia 2014

Owoce pod beza i kruszonka

     Znalazlam sie w Niemczech na tygodniowej wymianie miedzy szkolami muzycznymi. Stacjonujemy w Heidelbergu i mieszkamy u tutejszych rodzin. Mialam nadzieje, ze trafie do krzepkiej Fraulein, od ktorej wezme przepis na Kartoffelsalat i dowiem sie czegos o lokalnych specjalach, ale jak zwykle rzeczywistosc zweryfikowala moje wyobrazenia. Dwaj koledzy mieli okazje zjesc u swojej gospodyni upieczony przez nia chleb i jej roboty krem czekoladowo-bananowy, ja natomiast musialam zadowolic sie kupnymi bulkami i dzemami. Posilki, ktore podawano nam w szkolach, tez byly rozczarowaniem. Na obiad dostalismy kotlety o smaku parowek czy tez parowki w ksztalcie kotletow, natomiast na brunchu oprocz typowego sniadaniowego stolu szwedzkiego bylo marne sushi bez dodatkow i tluste chili con carne.
     Nie powinnam jednak narzekac, bo miasto jest naprawde piekne, a wiosna znajduje sie tu juz w dalszym stadium rozwoju niz u nas. Odwiedzilam tez dwa miasteczka, Eberbach i Speyer. Urzeklo mnie zwlaszcza polozone nad rzeka Eberbach, ze swoimi waskimi uliczkami, zaulkami i  bajkowymi domkami.
     Tesknie jednak za kulinarnymi doznaniami i wspominam deser, ktory spalaszowalam z rodzicami przed wyjazdem, robiac uprzednio uzytek z ich piekarnika, ktory wciaz pozostaje dla mnie w strefie marzen.
      W oczekiwaniu na letnie owoce warto korzystac z zapasow jablek i gruszek. Wzielam wiec jablko, gruszke, bialka pozostale po pieczeniu kruchego ciasta i kruszonke z jego resztek. Wykorzystalam w ten sposob nieuzytki z lodowki, ale nic nie stoi na przeszkodzie, zeby przygotowac ten deser od podstaw. Mozna tez zrezygnowac z jajek i zrobic zwykly crumble czyli owoce z kruszonka z masla, maki i cukru lub zrobic bezowa pierzynke, a z zoltek upiec potem kruche ciasto. Kuchenna kombinatoryka.
      Jak widac blogowanie uzaleznia. Nie potrafie wytrzymac tygodnia bez nowego wpisu.


JABLKO I GRUSZKA POD BEZA I KRUSZONKA

duze jablko, duza gruszka, 2 lyzki masla, plaska lyzka cukru, lyzeczka cynamonu, lyzeczka sproszlowanego imbiru

Beza:
2 bialka w temperaturze pokojowej, 150 g cukru, szczypta soli

Kruszonka:
niewykorzystane resztki kruchego ciasta lub 200 g maki, 100 g cukru, 100 g miekkiego masla


Jablko i gruszke obieramy ze skorki, kroimy w cwiartki, usuwamy gniazda nasienne i kroimy owoce w cienkie plasterki.
W garnku rozpuszczamy maslo, chwile podsmazamy na nim owoce. Dodajemy przyprawy i cukier. Mieszamy delikatnie i czekamy, az cukier sie rozpusci.
Ukladamy owoce w naczyniu zaroodpornym.
Bialka ubijamy ze szczypta soli. Stopniowo dodajemy cukier, ciagle miksujac na najwyzszych obrotach, az uzyskamy sztywna, lsniaca piane. Wykladamy ja na owoce.
Z cukru, masla i maki wyrabiamy palcami kruszonke. Posypujemy nia owoce.
Wstawiamy na 20 minut do piekarnika z termoobiegiem, rozgrzanego do 180 st. Kruszonka powinna sie zezlocic.
Po tym czasie obnizamy temperature do 100 st., uchylamy drzwiczki piekarnika i jeszcze 10 minut suszymy warstwe bezowa.
Jemy niemal od razu, na cieplo.


piątek, 4 kwietnia 2014

Filet z łososia z ziemniaczanym puree koperkowo-cytrynowym i karmelizowaną białą rzodkwią

     Pan D. dostał wypłatę i wpadł w szał zakupów. Zamiast chleba, który miał kupić, przyniósł do domu wielką torbę wypełnioną różnymi smakołykami, wśród których znajdował się zacny kawałek filetu z łososia. Poczułam się w obowiązku, aby przygotować z niego równie zacny posiłek. Z tego łososia, oczywiście.
     Pierwszym, co mi się nasunęło, był gravlax, ale trzeba na niego czekać trzy dni, a my chcieliśmy zjeść go od razu. Postanowiłam więc po prostu usmażyć łososia na patelni grillowej i podać go w towarzystwie puree ziemniaczanego i cykorii z miodem. Mimo, że teoretycznie jest akurat sezon na cykorię, to nie znalazłam jej na całym targowisku, więc poddałam się i kupiłam dorodną białą rzodkiew. Tak urodziwą, że aż zrobiłam jej pamiątkową fotografię.
     Gdy nie dostanie się czegoś, na co miało się ochotę, nabiera się na to jeszcze większego smaku, będę zatem polować teraz na cykorię, a tymczasem powstało takie oto danie, idealne na piątek.


FILET Z ŁOSOSIA Z ZIEMNIACZANYM PUREE KOPERKOWO-CYTRYNOWYM I KARMELIZOWANĄ BIAŁĄ RZODKWIĄ

Na 2 osoby:

ok. 300 g łososia (w całym kawałku albo w dwóch po 150 g), cytryna, pół pęczka koperku, sól morska, pieprz kolorowy ziarnisty, masło, mleko, biała rzodkiew, 2 łyżki brązowego cukru, pół kilograma ziemniaków


Ziemniaki gotujemy w lekko osolonej wodzie. Do miękkich dodajemy mleko i masło - na tyle szczodrze, żeby uzyskać kremowe puree. Doprawiamy świeżo zmielonym pieprzem, skórką startą z całej cytryny i posiekanym koperkiem. Ugniatamy.

Rzodkiew myjemy, obieramy, kroimy w cienkie plastry. 
Smażymy na maśle, a gdy zmięknie, posypujemy cukrem i smażymy jeszcze chwilę, by cukier się rozpuścił.
Doprawiamy solą i pieprzem.

Umytego i ususzonego łososia nacieramy świeżo zmielonymi solą morską i kolorowym pieprzem oraz sokiem z cytryny.
Patelnię grillową mocno rozgrzewamy, rozpuszczamy na niej 2 łyżki masła i smażymy łososia, po ok. 5 minut z każdej strony. 
Jeśli mamy filet ze skórą, to najpierw smażymy go na stronie ze skórką.
Gdy tylko zmatowieje (środek może być delikatnie różowy), zdejmujemy z patelni i odkładamy, by doszedł. 
Jeśli jeszcze nie uporaliśmy się z pozostałymi komponentami dania, owijamy go folią aluminiową, by nie ostygł. 

Nakładamy na talerz rybę, ziemniaki i rzodkiew. Łososia i rzodkiew skrapiamy jeszcze obficie sokiem z cytryny.



środa, 2 kwietnia 2014

Risotto alla milanese

     Muszę publicznie przyznać się do grzechu, a Czytelnicy niechaj osądzą, czy był on ciężki i niewybaczalny czy też taki, na który można przymknąć oko.

     Otóż ugotowałam risotto alla milanese bez szafranu.

     No dobrze, przyznałam się, a teraz mam prawo do obrony. 
Po pierwsze: przy napiętym budżecie trudno wydać lekką ręką 20 zł na szczyptę najdroższej przyprawy świata. Tymczasem zdążyłam już obiecać mamie, że zjemy sobie risotto na obiad, więc nie chciałam jej rozczarować.
Po drugie: dawno, dawno temu do tej potrawy wcale nie dodawano szafranu. Według legendy zdarzyło się to przypadkiem dopiero w XVI w., a że szafran nadał ryżowi piękną, złotą barwę i charakterystyczny posmak, to na stałe został włączony w skład mediolańskiego risotta. Tutaj możecie przeczytać całą historyjkę.
     Jeśli wierzyć legendzie, to można uznać, że przyrządziłam po prostu pierwotną wersję potrawy. Ze współcześnie znanej receptury korzystałam już wcześniej, więc nie jest mi ona obca. 
     Oryginalny przepis przywiozłam z mojej pierwszej podróży do Włoch. W liceum pojechałam z big bandem do Rosate, uroczego miasteczka położonego nieopodal Mediolanu, do którego zajrzeliśmy na chwilę, żeby zaliczyć punkt obowiązkowy czyli Piazza del Duomo. Włosi przyjęli nas naprawdę gościnnie. Uraczyli nas wielogodzinną i wielodaniową ucztą, a do domu wróciliśmy z przepisem na risotto alla milanese i produktami do niego potrzebnymi - workiem ryżu carnaroli, kawałkiem grana padano i butelką lokalnego wina.
     Później jeszcze raz odwiedziłam Mediolan, tym razem na trochę dłużej (pisałam o tym tutaj), ale że była to niskobudżetowa wyprawa studencka, to na risotto nie było mnie stać. Mam nadzieję, że przy trzeciej wizycie będę miała fundusze, żeby zjeść najlepsze risotto w mieście, doprawione szafranem i podane z płatkiem 24-karatowego złota. 
     Myślę jednak, że luksus tego dania nie kryje się w drogich dodatkach, ale w jego prostocie, szlachetności wszystkich składników oraz szacunku, trosce i czasie, które trzeba włożyć w przygotowanie z nich idealnie kremowego risotta.



RISOTTO ALLA MILANESE

Na 2 osoby:

200 g ryżu do risotto (arborio lub carnaroli), ok. litr bulionu warzywnego (ugotowałam go wcześniej z ziarnami pieprzu, solą i zielem angielskim z pęczka włoszczyzny), 5 łyżek masła, 100 g sera grana padano, szklanka białego wytrawnego wina, cebula, biały pieprz, szczypta szafranu


Przygotowujemy gorący bulion. W jednej jego filiżance namaczamy szczyptę szafranu.

W dużym garnku rozpuszczamy 3 łyżki masła. Wrzucamy do niego posiekaną w kostkę cebulę i smażymy chwilę, by się zeszkliła.

Na cebulę wrzucamy ryż i mieszamy, by ziarenka zostały dobrze oblepione masłem.

Wlewamy szklankę wina i mieszając czekamy, aż ryż wchłonie płyn.

Wlewamy pierwszą chochelkę bulionu. Gdy ryż go wchłonie, dodajemy kolejną i kontynuujemy czynność, aż ryż będzie odpowiednio miękki (odrobinę al dente). Jako ostatnią porcję bulionu wlewamy tę, w której moczyliśmy szafran. Cały czas mieszamy, żeby risotto się nie przypaliło.

Gdy potrawa jest gotowa, dodajemy pozostałe dwie łyżki masła, starty ser, świeżo zmielony biały pieprz i ewentualnie szczyptę soli. Mieszamy, przykrywamy pokrywką i odstawiamy na 2 minuty.

Nakładamy porcje na talerze. Risotto będzie świetnie smakowało w towarzystwie kieliszka wina, którego użyliśmy do gotowania.