Nie uporałam się jeszcze ze wszystkimi dobrami, jakie zostały po wielkanocnym ucztowaniu, więc już czwarty dzień z rzędu w moim menu figurują domowy pasztet, sałatka warzywna i różne ciasta. Czując potrzebę odmiany, zrobiłam dziś na obiad danie inspirowane kulturą zupełnie odmienną od naszej, a mianowicie japońską. Spróbowałam w końcu makaronu soba, decydując się na podanie go z sosem na bazie zielonej herbaty. Zielona herbata smakuje umami, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by zastąpić nią bulion.
Japoński gryczany makaron bardzo przypadł mi do gustu, a jego oprawę muszę zaliczyć do eksperymentów udanych, musiałam więc powstrzymywać się, żeby nie zjeść go za dużo. Przecież czekają na mnie pasztet, sałatka i świąteczne wypieki.
Japoński gryczany makaron bardzo przypadł mi do gustu, a jego oprawę muszę zaliczyć do eksperymentów udanych, musiałam więc powstrzymywać się, żeby nie zjeść go za dużo. Przecież czekają na mnie pasztet, sałatka i świąteczne wypieki.
MAKARON SOBA Z SOSEM NA BAZIE ZIELONEJ HERBATY ORAZ GRZYBAMI MUN, BROKUŁAMI I FISTASZKAMI
150 g makaronu soba, pół główki brokuła*, garść suszonych grzybów mun (uwaga, pod wpływem gorącej wody przybierają spore rozmiary!), zielona herbata liściasta (użyłam odmiany Gunpowder), 4 cebule dymki ze szczypiorem, 2 ząbki czosnku, czubata łyżka masła orzechowego z kawałkami fistaszków, łyżka ciemnego sosu sojowego, łyżka jasnego sosu sojowego, łyżka sosu rybnego, sól, 1/5 szklanki niesolonych orzeszków ziemnych, łyżka oleju do smażenia, kiełki brokułów
* Gdyby był to sezon, zamiast brokuła użyłabym zielonej fasolki lub groszku cukrowego, ale obecnie szabelek stoi po 30-40 zł za kilogram. Brokuł też jest w porządku, o ile nie doprowadzi się go do stanu rozpaćkania. Lubię, gdy jest twardawy i chrupiący. Zostawiam też kawałki łodyżek, które mają wyrazisty smak.
Suszone grzybki mun zalewamy wrzątkiem, przykrywamy i odstawiamy na 15 minut.
W tym czasie blanszujemy brokuły: przekrojone na pół różyczki wrzucamy do lekko osolonego wrzątku i gotujemy 3 minuty. Odsączamy je i przelewamy lodowatą wodą, dzięki czemu będą miały niemal fluorescencyjny odcień zieleni.
Przygotowujemy mocną herbatę. Do imbryka wsypujemy dwie spore szczypty herbacianych liści i zaparzamy je przez siedem minut, po czym przelewamy napar do kubka.
Dymki bez szczypioru i czosnek siekamy drobno. Trochę szczypiorku przyda nam się do przybrania potrawy.
Na suchej patelni prażymy orzeszki ziemne, aż delikatnie się zrumienią.
W ten sposób minął nam kwadrans namaczania grzybków, które teraz możemy odcedzić.
W rondlu rozgrzewamy łyżkę oleju i przez ok. minutę podsmażamy na nim cebulkę i czosnek. Dolewamy herbatę, a gdy się zagotuje, dodajemy czubatą łyżkę masła orzechowego. Mieszamy, doprawiamy sosami sojowymi i rybnym oraz wedle uznania solą i pieprzem.
Dodajemy grzybki mun i przykrywamy garnek na 3 minuty.
W tym czasie wstawiamy wodę na makaron - żeby było szybciej, najlepiej zagotować ją w czajniku elektrycznym, przelać do dużego garnka i ponownie zagotować na ogniu.
Po trzech minutach do sosu dorzucamy brokuły i dusimy jeszcze dwie minuty. Przykryty garnek zdejmujemy z palnika i odstawiamy.
Wrzącą wodę solimy i gotujemy makaron przez ok. 5 minut. Gdy jest miękki, odcedzamy go i mieszamy z sosem.
Nakładamy porcje na talerz, każdą posypujemy prażonymi orzeszkami ziemnymi, posiekanym szczypiorkiem i kiełkami brokuła.
Itadakimasu! (W Wikipedii przeczytałam, że zwrot ten, używany przed jedzeniem tak, jak u nas "Smacznego!", oznacza "z pokorą przyjmę ten posiłek". Mam nadzieję, że ciche, pokorne i grzecznościowe milczenie nie będzie konieczne, gdy poczęstuję kogoś powyższym wynalazkiem.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz