sobota, 28 lutego 2015

Spaghetti z krewetkami i suszonymi pomidorami

     To danie zachwyci wielbicieli krewetek. Ja krewetki bardzo lubię, za ich wyjątkową konsystencję - twardo-miękką, lekko chrupiącą i za ich delikatny morski aromat. Są główną atrakcją tej prostej, pysznej pasty, która stanowi dla nich wyśmienite, nie dominujące tło. 

     Jeśli nie macie nic przeciwko krewetkom, spróbujcie koniecznie tego makaronu. To też dobry wybór, jeśli niewielkim nakładem pracy chcecie zrobić wrażenie na gościach. Proste, a jednak wykwintne. 


SPAGHETTI Z KREWETKAMI I SUSZONYMI POMIDORAMI


500 g makaronu spaghetti, 250 g krewetek (opakowanie krewetek mrożonych) 10 suszonych pomidorów i łyżka zalewy od nich, 50 g masła, 4 ząbki czosnku, 2 fileciki anchois, pół pęczka pietruszki, czarny pieprz, sól, oliwa


Krewetki rozmrażamy, pomagając sobie strumieniem ciepłej wody. 

Gotujemy makaron w porządnie osolonej wodzie, a w międzyczasie bierzemy się za pozostałe składniki.

Czosnek obieramy i kroimy w plasterki. Na patelnię wlewamy trochę oliwy i trochę oleju - zalewy od suszonych pomidorów. Na jeszcze zimny tłuszcz wrzucamy czosnek, podgrzewamy. Smażymy aż się  zrumieni, pod koniec dodając anchois, które łyżką rozprowadzamy na pastę. Teraz dorzucamy pokrojone w paski suszone pomidory.

Następnie rozpuszczamy na patelni masło, dodajemy krewetki i całość dusimy 5 minut pod przykryciem. 

Makaron odcedzamy, ale zostawiamy kilka łyżek wody, w której się gotował. Spaghetti łączymy dokładnie z całą zawartością patelni oraz 1/4 kubka wody od gotowania makaronu i gotujemy jeszcze minutę, ciągle mieszając.

Na koniec dorzucamy posiekaną pietruszkę, doprawiamy świeżo zmielonym pieprzem i ewentualnie solą. Gotowe!




środa, 25 lutego 2015

Curry z kurczakiem, soczewicą, batatami i groszkiem

     Co to jest curry? Gdyby zadano to pytanie w "Familiadzie", najwyżej punktowaną odpowiedzią byłaby pewnie: "przyprawa", a właściwie to mieszanka przypraw sprzedawana w torebkach, o charakterystycznym smaku i zapachu, barwiąca potrawę na żółto. Popularny jest u nas zwłaszcza obtoczony w niej kurczak curry. Od kilku lat coraz częściej curry można kupić w postaci pasty - zielonej, czerwonej lub żółtej - dostępnej na półce z żywnością orientalną.      

     Curry to jednak przede wszystkim nazwa dania czy raczej całego szeregu dań, które łączy sposób przyrządzenia czyli duszenia wybranych składników (warzyw, mięsa, ryb, sera) w gęstym sosie, doprawionym specjalnie skomponowanym aromatycznym bukietem przypraw. W Indiach nie kupuje się ich już zmieszanych w torebce lub słoiczku, ale przed gotowaniem uciera się w moździerzu masalę. Ja jednak ze względu na wygodę, a także niedobory wiedzy, najczęściej sięgam po gotową pastę.

      Curry popularne jest nie tylko w Indiach, ale i w Tajlandii, Pakistanie, na Sri Lance, Filipinach i w wielu innych krajach. W Polsce nie należy do dań narodowych, ale jest już dobrze znane i stanowi przedmiot radosnych improwizacji lub skrzętnych poszukiwań wielu polskich kucharzy i kucharek. Składnikami mojego dzisiejszego curry są kurczak, czerwona soczewica, słodkie ziemniaki i groszek. Jest trochę tajskie, bo dodałam do niego świeżego imbiru, liści kaffiru, soku z limonki, sosu rybnego i mleka kokosowego, a trochę indyjskie, bo bataty i soczewica jadane są częściej w Indiach niż Tajlandii. Uznajmy, że to curry z kategorii fusion. Nieważne, skąd  pochodzi, ważne, że jest pyszne.


CURRY Z KURCZAKIEM, SOCZEWICĄ, BATATAMI I GROSZKIEM


ok. 500 g piersi z kurczaka, 2 czubate łyżeczki żółtej pasty curry, 2 ząbki czosnku, spory kawałek korzenia imbiru, mała cebula, mała ostra papryczka (wzięłam żółtą i częściowo ją wypestkowałam), 400 ml mleka kokosowego, 200 ml wody, sok z połowy limonki, 2-3 suszone liście limonki kaffir, 3 łyżki sosu rybnego, 2 średnie słodkie ziemniaki (dorzuciłam jeszcze jeden zwykły, który plątał mi się po kuchni), 4 czubate łyżki czerwonej soczewicy, 250 g groszku (ubolewam nad tym, ale użyłam konserwowego, po dwóch nieudanych próbach zakupienia mrożonego, który z całego serca zalecam i polecam, ze względu na lepszy smak i kolor), 2 łyżki oleju do smażenia, ryż - 100 g na osobę (ugotowałam jaśminowy)


Siekamy cebulę, czosnek, papryczkę i imbir. Kurczaka i bataty kroimy w kostkę. W garnku rozgrzewamy olej i szklimy na nim cebulę. Następnie dorzucamy imbir, czosnek i papryczkę, a po chwili dodajemy pastę curry. Chwilę podsmażamy, po czym dokładamy kurczaka, ziemniaki i soczewicę. Mieszamy je z curry. Zalewamy wodą i mlekiem kokosowym. Doprawiamy liśćmi kaffiru, niewielką ilością soli i sosem rybnym. Przykrywamy i dusimy przez pół godziny.

W międzyczasie gotujemy ryż. Na koniec, gdy warzywa ziemniaki są już miękkie, dodajemy do curry sok z limonki. Możemy jeszcze doprawić pastą curry, solą lub sosem rybnym. Podajemy z ryżem.






Z tymi słodkimi ziemniakami wstrzeliłam się akurat w początek akcji "Bataty everywhere". Batat w jej logo wygląda dosyć złośliwie, ale w rzeczywistości jest naprawdę przyjazny i skłonny do współpracy.

Bataty everywhere

sobota, 21 lutego 2015

Ciepłe śniadanie na słodko: placuszki bananowe

     Było ciepłe śniadanie na słono, więc pora na propozycję ciepłego śniadania na słodko. Jak dowiodły batoniki daktylowe, słodko wcale nie musi oznaczać niezdrowo. Placuszki bananowe też nie zawierają cukru dodanego, bo składają się z bananów, jajek, pełnoziarnistej mąki i sody oczyszczonej. Jeśli soda budzi czyjeś wątpliwości, to spieszę z zapewnieniem, iż ma ona liczne zastosowania w medycynie, nawet w zapobieganiu nowotworom i leczeniu ich.

     Bananowe ciasto doprawiłam miodem, którego zdrowotnych właściwości nie trzeba chyba przedstawiać oraz cynamonem, który zwiększa dopływ krwi do mózgu, co może przydać się w sytuacjach biznesowych lub sypialnianych (choć lepiej nie łączyć jednego z drugim). Dodatkowo ta stosowana od wieków przyprawa działa bakteriobójczo i przeciwzapalnie, więc sprawdzi się jako oręż w walce z przeziębieniem. Następnym razem będę jeszcze pamiętać o szczypcie kurkumy, dla koloru i oczywiście zdrowia. Kurkumina też ma silne działanie przeciwzapalne, a także pomaga chronić DNA.

      Jak widać argumentów naukowych za takim śniadankiem nie brakuje, ale ważny jest przecież także aspekt smakowy. Zapewniam, że on też przemawia na korzyść tego przepisu. Bananowe placuszki są lekkie, delikatnie, mięciutkie i puszyste. Idealne dla dzieci - tych nieletnich i tych ukrytych w pełnoletnich.


PLACUSZKI BANANOWE


Na ok.  10 placuszków:

3 banany, 3 jajka, 3 łyżki mąki pszennej (najlepiej pełnoziarnistej), łyżeczka esencji waniliowej (niekoniecznie), łyżeczka sody oczyszczonej, łyżeczka miodu (miód dodajemy do ciasta lub polewamy nim placuszki bez jego dodatku), szczypta soli, duża szczypta (albo i dwie) cynamonu, szczypta kurkumy, odrobina oleju do smażenia


Wszystkie składniki łączymy ze sobą. Najłatwiej zrobić to za pomocą blendera, ale widelcem też się da. Na niewielkiej ilości oleju (użyłam ryżowego) smażymy małe placuszki. Są dość wiotkie i miękkie, a jednak jakoś udaje się je odwrócić na drugą stronę. Nieoceniona będzie jednak patelnia do naleśników czy po prostu z powłoką nieprzywieralną. 

Placuszki z dodatkiem miodu będą pyszne bez żadnych dodatków, ale można oczywiście dorzucić do nich trochę owoców - zimą będą świetne ze świeżym ananasem, latem z malinami, borówkami lub jagodami.



piątek, 20 lutego 2015

Ciepłe śniadanie na słono: tost z bekonem, sadzonym jajkiem i pomidorem

     Oglądając amerykańskie lub angielskie filmy i seriale widzimy, jak ważną częścią diety w krajach ich pochodzenia jest bekon. Ostatnio przerabialiśmy "House of Cards", gdzie pojawiły się cienkie, chrupiące plasterki bekonu, które przyprawiły Pana D. o ślinotok. Obiecałam mu więc klasyczne śniadanie w stylu amerykańskim czyli jajka na bekonie. Przy okazji sprawdziłam w końcu, czym właściwie różni się boczek od bekonu. Otóż boczek to okolone tłuszczykiem mięso z okolic świńskiego brzucha, bekon natomiast to podsmażone plasterki boczku. Właściwie to to samo, różnica tkwi jedynie w sposobie przyrządzenia - boczek wędzi się, piecze, gotuje i stosuje do nadziewania lub owijania różnych rzeczy, ale gdy podsmaży się go na chrupko staje się bekonem. Nie mam pewności, czy to prawda, więc jeśli ktoś ma sprawdzone informacje na ten temat, proszę o komentarz. Wszak internet, podobnie jak telewizja, często kłamie. 

       Ja oszukałam jeszcze bardziej i boczek czy też bekon zastąpiłam kumpiakiem. Cienkie plasterki wyrazistej w smaku wędliny wydały mi się równie dobre do uprażenia na skwarek. Plasterki kumpiaku położyłam na toście, a całość zwieńczyłam sadzonym jajkiem posypanym szczypiorkiem. W filmiku na YouTube podpatrzyłam, jak ktoś smaży przekrojonego na pół pomidora i spodobał mi się ten pomysł. Równie dobrze można podsmażyć plasterki pomidora i położyć je na kanapkę. Ważne, żeby poddać go obróbce cieplnej, bo o tej porze roku trudno o pomidora, który dobrze by smakował na surowo. W dodatku podgrzany podobno uwalnia likopen, a w każdym razie ciepło temu cennemu składnikowi nie szkodzi. 

      Może nie należy jeść takiego śniadania codziennie, jak czyni to wielu Amerykanów, ale od czasu do czasu, np. w nadchodzący weekend... czemu nie? Zapach smażonego bekonu wyciągnie w niedzielę z łóżka nawet największego śpiocha.


TOST Z BEKONEM (KUMPIAKIEM), SADZONYM JAJKIEM I POMIDOREM


Na jedną kanapkę:

kromka pełnoziarnistego pieczywa tostowego, jajko, 2 plasterki bekonu lub kumpiaku (albo podobnej wędliny), pół pomidora, sól, świeżo zmielony pieprz, szczypiorek


Pieczywo tostujemy. Plastry wędliny kładziemy na suchą patelnię i zaczynamy podgrzewać. Gdy wytopi się z niego trochę tłuszczu, smażymy na nim jajko i połówkę pomidora, płaską stroną do dołu (przesuwając bekon na bok, żeby dalej się podsmażał). Jajko doprawiamy solą i pieprzem. Jeśli nie chcemy, żeby wypływało z niego żółtko, smażymy je z obu stron.

Na talerz wykładamy grzankę, kładziemy na nią bekon, a na nim sadzone jajko. Posypujemy całość posiekanym szczypiorkiem. Obok kładziemy połówkę pomidora i doprawiamy ją solą i pieprzem.

Stopień wysmażenia bekonu zależy od indywidualnych preferencji. Jedni lubią delikatnie chrupiący, inni spieczony na ciemnobrązowo. 



    

sobota, 14 lutego 2015

Guacamole

     Do zupy meksykańskiej, o której pisałam ostatnio, kupiłam paczkę nachosów, żeby było w niej coś chrupiącego i podkreślającego rzekome miejsce pochodzenia. Zużyłam tylko niewielką część opakowania, a do pozostałych chrupek postanowiłam zrobić guacamole. 

     Guacamole jest sławne. Tyle razy o nim słyszałam, tyle razy widywałam, spotykałam w książkach i filmach, że wydawało mi się znajome, choć nigdy go nie jadłam. Dzień później miał nas odwiedzić kolega na nocne rozmowy przy flaszce, nadarzała się więc znakomita okazja do przetestowania osławionego dipu w warunkach bojowych. Kupiłam więcej nachosów, zrobiłam do nich sos pomidorowy, no i guacamole właśnie. Byłam nieco sceptyczna, bo nie sądziłam, że facetom przypadnie do gustu coś na bazie awokado. Tymczasem zielony, pikantny sos zrobił prawdziwą furorę! Wprawdzie dwóch samców i ja to niewielka grupa badawcza, ale jednak potwierdziło się, że jest w guacamole coś takiego, że uwielbiają je różne nacje, z Amerykanami, którym do Meksyku geograficznie najbliżej, na czele.

     Niezbędne do przyrządzenia guacamole minimum to awokado, sól i sok z limonki, do których można dodawać inne przyprawy, nadając mu bardziej indywidualnego rysu. Historia tego sosu sięga podobno aż do czasów azteckich i może stąd okrzyk "Holy guacamole!", który wydawała z siebie Marcy, bohaterka serialu "Californication", wciągając do nosa kreskę białego proszku. Przed Wami boski sos z boskiego awokado.


GUACAMOLE


dojrzałe awokado, pomidor, 4 małe ząbki czosnku, mała cebulka dymka, 2 łyżki soku z limonki, ostra papryczka (wybrałam zieloną), sól, pieprz


Awokado myjemy i rozbrajamy. Przekrawamy wzdłuż, przejeżdżając nożem dookoła pestki. Przekręcamy połówki owocu w przeciwne strony, żeby go otworzyć. Uderzamy nożem w pestkę, żeby się w niej zaczepił i ruchem obrotowym wyjmujemy ją. Miąższ wydobywamy z połówek awokado łyżeczką i umieszczamy w miseczce. Polewamy go od razu sokiem z limonki, żeby nie ściemniał i rozgniatamy dokładnie widelcem. 

Pomidora sparzamy, obieramy ze skóry i kroimy w drobną kostkę, wyrzucając pestki. Dodajemy do awokado. Dorzucamy też posiekane drobno czosnek, cebulkę i papryczkę oraz sól i pieprz. Mieszamy wszystkie składniki. Smakujemy, możemy dodać więcej soku z limonki.

Warto zrobić guacamole na kilka godzin przed imprezą i schować je do lodówki, żeby smaki się przegryzły. Podajemy do tortilli, nachosów, burrito i wszystkiego innego w stylu meksykańskim.





Tym razem mając pewność, że to przepis pochodzący prosto z Meksyku, dodaję go do akcji "Meksyk od kuchni".


środa, 11 lutego 2015

Zupa meksykańska

     Nie mam pojęcia, czy w Meksyku jada się podobną zupę. Nie wiem, czy to kuchnia meksykańska, tex-mex czy pol-mex. To po prostu suma skojarzeń z tym odległym krajem. Musi być więc ostro, z pikantną papryczką. U nas jada się ogniste potrawy, by się rozgrzać - u nich, by się spocić i dzięki temu schłodzić organizm. Do tego wołowina, kukurydza, czerwona fasola i limonka. Są jeszcze ziemniaki, żeby się bardziej najeść i żeby przemycić akcent lokalny, poznański. Chyba jednak to kuchnia pol-mex.
     Meksyk to mekka przestępców, uciekających przed wymiarem sprawiedliwości, a przynajmniej tak wynika z filmów amerykańskich. Ja też uciekam do Meksyku, żeby odpocząć od polskiej zimy.


ZUPA MEKSYKAŃSKA


2 cebulki dymki bez szczypiorku, 4 ząbki czosnku, mała zielona ostra papryczka, 400 g mielonego mięsa wołowego, litr bulionu wołowego, 2 łyżeczki przyprawy salsa de Yucatan*, 2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku, łyżeczka ostrej papryki w proszku, łyżeczka mielonego kminu rzymskiego, duża czerwona słodka papryka, 2 duże ziemniaki, 500 ml passaty pomidorowej, puszka czerwonej fasolki, puszka kukurydzy, sok z połowy limonki, sól, olej, nachosy, świeża kolendra (u mnie niestety nieobecna), pikantny żółty ser


* mieszanka przypraw do kuchni meksykańskiej, składająca się z papryki chilli, kolendry, papryki, kminku, pieprzu cayenne, czosnku, pieprzu czarnego i oregano


Cebulki, czosnek i ostrą papryczkę siekamy drobno. Podsmażamy je na oleju - najpierw cebulę, potem czosnek i papryczkę. Następnie dodajemy przyprawy - salsę, dwa rodzaje sproszkowanej papryki i kmin - po czym podsmażamy minutę. Wrzucamy do garnka mięso i mieszamy z przyprawami, rozdrabniając je na małe kawałki. Gdy wołowina się zrumieni, dolewamy bulion. Zagotowujemy.

Do gotującej się zupy dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki, a po ok. 10 minutach dorzucamy pokrojoną w kostkę paprykę. Gdy ziemniaki są miękkie, dolewamy passatę i wrzucamy odsączoną kukurydzę i fasolkę. Na koniec przyprawiamy zupę sokiem z limonki, ewentualnie dosalamy.

Zupę podajemy z nachosami. Świetnym przybraniem będzie świeża kolendra. Możemy dodać też pikantny, starty ser, np. cheddar.




Przepis dodaję do akcji "Meksyk od kuchni".

Meksyk od kuchni

niedziela, 8 lutego 2015

Batoniki daktylowe

     Mój kolega po fachu, znacznie starszy, ale wciąż w dobrym zdrowiu, mawia, że są trzy rodzaje białej śmierci: biała sól, biały personel i biały cukier. Solą nie przejmowałam się nigdy, bo ciśnienie mam z natury niskie, ale ze względu na Pana D. kupuję sól o obniżonej zawartości sodu i staram się z nią nie przesadzać. Z białym personelem póki co mam do czynienia rzadko. Największym problemem z tej trójcy jest dla mnie cukier. Kawy i herbaty nie słodzę, ale słodycze uwielbiam. Staram się ograniczać ich spożycie, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym zupełnie wykluczyć z mojej diety cukier i słodkości z jego zawartością. Ciasta, ciasteczka i czekolada w różnych postaciach plasują się wysoko na liście rzeczy, które uprzyjemniają niełatwą ludzką egzystencję. 

     Niestety tzw. cukier dodany czyli przemysłowa fruktoza dodawana do kupowanych przez nas produktów, ma destrukcyjny wpływ na wątrobę i podwyższa ciśnienie tętnicze. Co gorsza cukier i owiany złą sławą syrop glukozowo-fruktozowy znajdują się na liście składników najróżniejszych, niekoniecznie słodkich, artykułów spożywczych. Mogą czaić się w serkach twarogowych,  napojach, jogurtach, słonych przekąskach, wędlinach i różnych innych rzeczach, w których się ich nie spodziewamy. Staram się więc zapoznawać zawsze ze składem tego, co kupuję i wybierać zdrowsze opcje. Z reguły nie kupuję gotowych ciasteczek, naszpikowanych nie tylko cukrem, ale i chemią, po batoniki i wyroby z cukierni sięgam bardzo rzadko. Wyjątek robię dla czekolady, której pochłaniam trochę codziennie, przynajmniej w sezonie jesienno-zimowym.

     Z apetytem na słodycze można radzić sobie nie tylko za pomocą silnej woli, ale też sięgając po owoce. Naturalna fruktoza w nich zawarta nie wykazuje takiego szkodliwego działania jak ta "dodana". Dzisiejszy przepis to łatwy sposób na zastąpienie niezdrowego batona ze sklepu przekąską bardzo słodką, ale zawdzięczającą swoją słodycz wyłącznie naturze. Mowa o arcyłatwych w przygotowaniu batonikach daktylowych. Wystarczy chwila, żeby zrobić sobie zapas słodkich przekąsek, które nie będą dręczyły naszego sumienia. 

     Zanim przystąpicie do dzieła, mam dwie uwagi. Po pierwsze: nie warto oszczędzać na daktylach. Najlepiej kupić porządne, w zamkniętych opakowaniach. Raz skusiłam się na tanie daktyle na wagę z supermarketu. Były tak wysuszone i twarde, że próbując je zmiksować, spaliłam malakser. Po drugie: suszone daktyle są tak słodkie, że dobrze dodać do batoników jakiś kwaśny akcent, np. skórkę otartą z cytryny lub suszoną żurawinę. 
     Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat cukru, polecam te dwa niezbyt obszerne artykuły: o fruktozie w owocach oraz o nadmiernej konsumpcji cukru.


BATONIKI DAKTYLOWE


suszone daktyle (100 g to minimum, które wystarczy nam na cztery małe batoniki), olej - neutralny w smaku lub o orzechowym aromacie, np. sezamowy, arachidowy itp. (jedna łyżka na 100 g daktyli), ulubione dodatki bakaliowe (np. rodzynki, podprażone ziarenka sezamu, pestki słonecznika, posiekane drobno suszone owoce), trochę skórki otartej z cytryny lub inny kwaśny akcent


Daktyle wrzucamy do malaksera/blendera, dodajemy olej i miksujemy na gładką masę. Nastęnie dodajemy pozostałe składniki czyli np. orzeszki, pestki lub inne owoce i mieszamy z masą daktylową.

Całość przekładamy do płaskiego naczynia wyłożonego papierem do pieczenia, wygładzając wierzch. Wstawiamy do lodówki (najlepiej przygotować batoniki wieczorem i schłodzić je przez noc). 
Dzielimy masę na porcje o kształcie mniejszych lub większych batonów, które świetnie nadają się do zabrania na wynos. Szybko dodadzą nam energii, gdy jej poziom niebezpiecznie spadnie. 




piątek, 6 lutego 2015

Pożywna zupa z soczewicą

     Już czułam pierwsze tchnienia wiosny i już szykowałam się na cieplejsze dni, w które wreszcie nie będę musiała owijać się płaszczem przypominającym kołdrę puchową, biorąc przykład ze zwierząt, które zaczynają powoli zrzucać grube zimowe poszycie. Tymczasem zimie przypomniało się, że nie była w tym roku dość uciążliwa i postanowiła to nadrobić. Znów jest mróz i właściwie pierwszy solidny śnieg. 
     Zimą ma się wrażenie, że trwa ona od zawsze i że już zawsze będzie trwać. Na szczęście to tylko wrażenie, niemniej jednak wciąż trzeba gotować strawę gęstą, pożywną, ciepłą i sycącą. Gotuję więc dalej zupy, gulasze i inne jednogarnkowce. 
     Jakiś czas temu późnym wieczorem, głodna po koncercie, wylądowałam w kebabowni - całkiem niezłej, mającej pojęcie o kuchni arabskiej, oferującej robiony na miejscu hummus i dobry falafel. Mój Brat do zamówionego zestawu dostał gratis niezłą zupę z soczewicy, która przypomniała mi o istnieniu tego warzywa strączkowego. 
     Wczoraj zrobiłam swoją wersję takiej zupy - gęstą dzięki soczewicy, pożywną dzięki ziemniakom i marchewce, smaczną dzięki przyprawom, z curry na czele. Jedliśmy ją ze smakiem, ale i tęsknotą za spacerami brzegiem rzeki i piwkiem na słońcu. Chciałoby się już zmienić nie tylko garderobę, ale i kuchenny repertuar. Wczoraj krojąc do twarogu blady szczypiorek, wzdychałam do młodych rzodkiewek i kalarepek. Pocieszam się, że już nam do nich bliżej niż dalej.


POŻYWNA ZUPA Z SOCZEWICĄ


cebula czerwona, 3 ząbki czosnku, mała ostra papryczka, włoszczyzna (2 duże marchewki, korzeń pietruszki, mały seler, zielona część pora), puszka pokrojonych w kostkę pomidorów bez skórki, 2 duże ziemniaki, 250 g czerwonej soczewicy, 1,5 l wody, 2 lyżeczki żółtej pasty curry, sól, pieprz, 2 łyżki oleju, sok z cytryny, ewentualnie śmietana do zabielenia


Cebulę kroimy w kostkę, czosnek i papryczkę drobno siekamy. Włoszczyznę obieramy, warzywa możemy pokroić na mniejsze kawałki (wystarczy na pół). 
W garnku rozgrzewamy olej. Podsmażamy na nim cebulę, dodając po minucie czosnek i papryczkę. Po kolejnej minucie dodajemy pastę curry i smażymy jeszcze minutę, mieszając. Wrzucamy do garnka włoszczyznę, chwilę obsmażamy. Następnie wlewamy do garnka wodę i doprowadzamy ją do wrzenia. Doprawiamy sporą szczyptą soli. Gotujemy bulion pod uchyloną pokrywką przez pół godziny.

Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę, soczewicę płuczemy na sicie. Dodajemy je do bulionu i gotujemy jeszcze ok. 20 minut, aż wszystkie składniki będą miękkie. Na koniec dolewamy pomidory z puszki.

Wyławiamy z zupy selera, pietruszkę, pora i marchewki. Możemy je pokroić w kostkę i wrzucić z powrotem do zupy (poza porem, który po tym czasie jest rozpaćkany i oślizgły, mówiąc wprost). Ja zwróciłam zupie tylko marchewkę. 

Wykańczamy dzieło: przyprawiamy je solą, sokiem z cytryny, zabielamy niewielką ilością śmietany.




 Trzymajcie się ciepło i pamiętajcie o czapkach, szalikach i rękawiczkach! Zawsze ze zgrozą patrzę na bliskich mi mężczyzn, którzy chodzą z gołą głową, czerwonymi łapskami i rozchełstanym dekoltem. Dodatkowo jestem jeszcze pod wrażeniem filmiku o odmrożeniach kończyn, który ostatnio widziałam, ale przytaczać tu nie będę, bo przy jedzeniu nie wypada.