poniedziałek, 24 marca 2014

Czekoladowa panna cotta z mandarynką i fiołkami

     Nic się dzisiaj nie łączy w całość. Jestem w rozsypce, jak Adaś Miauczyński. Tyle jest do zrobienia, że wybieram nicnierobienie. Dzień świra.
     Chociaż nie, zrobiłam jedną sensowną rzecz: deser. W nim wszystko połączyło się w całość, smakowo i kolorystycznie, dając mi nadzieję, że w mojej głowie poszczególne elementy też w końcu się do siebie dopasują, a kiełkujące pomysły zakwitną jak fiołki. 


CZEKOLADOWA PANNA COTTA Z MANDARYNKĄ I FIOŁKAMI

500 ml śmietany 36%, 100 g cukru, 150 g gorzkiej czekolady, 10 g żelatyny w proszku, 2 łyżki zimnej wody, 1-2 mandarynki, kilka fiołków (mogą być też kandyzowane)


Żelatynę zalewamy dwoma łyżkami zimnej wody i odstawiamy.

Połowę śmietany zagotowujemy z cukrem. 

Zdejmujemy ją z ognia i rozpuszczamy w niej żelatynę, a następnie podzieloną na kostki czekoladę. W uzyskaniu jednolitej masy pomogła mi trzepaczka.

Dolewamy resztę śmietany, mieszamy dokładnie.

Rozlewamy deser do małych foremek, szklanek, słoiczków, miseczek, kieliszków czy czego tam chcemy. Do każdej porcji wkładamy cząstkę mandarynki. (Śmietany starczy na 7 takich foremek).

Wstawiamy panna cottę do lodówki i czekamy. Po trzech godzinach możemy ją zjeść. Podajemy w naczynkach, w których tężała lub wydobywamy z foremki. Pomoże oddzielenie nożem deseru od ścianek i zanurzenie foremki w ciepłej wodzie.

Każdą porcję przystrajamy jeszcze cząstką mandarynki i ewentualnie fiołkiem. Kwiatki można pożreć na surowo, o ile umyło się je wcześniej i sprawdziło, czy nie mają dzikich lokatorów.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz