Na wszelakie święta cieszę się jak dziecko, przede wszystkim ze względu na to, co będę mogła w ten specjalny dzień ugotować i/lub zjeść. Na dzisiejszy Tłusty Czwartek też czekałam z błyszczącymi oczami, wyobrażając sobie pączkowe obżarstwo. Tymczasem wśród innych kulinarnych przyjemności mijającego właśnie dnia znalazłam miejsce na tylko jednego pączka.
Wśród wspomnianych przyjemności znalazła się tapenada z zielonych oliwek, raczej nie przystająca do okazji, bo zupełnie pozbawiona słodyczy, za to kwaśna, słona, gorzka i ostra. Kupiłam duży słój zielonych oliwek i od kilku dni raczymy się z Panem D. tą wywodzącą się z Prowansji, oliwkową w smaku i kolorze pastą. Dodatki do niej mogą być różne, w zależności od uznania autora i od tego, czy oliwki są czarne czy zielone.
Tapenada najlepiej smakuje na ciepłym, stostowanym pieczywie. Nabrałam właśnie ochoty na jeszcze jedną kromeczkę, a potem może zjem jeszcze jednego pączka, żeby nie mieć poczucia, że nie uczciłam należycie dzisiejszego święta.
TAPENADA Z ZIELONYCH OLIWEK
szklanka wydrylowanych zielonych oliwek, 5 łyżek oliwy extra vergine, duży ząbek czosnku, 2 fileciki anchois, odrobina soli i czarnego pieprzu, sok z cytryny, garść kaparów, 2 suszone peperoncini (albo kawałek świeżej ostrej papryczki)
Składniki umieszczamy w młynku elektrycznym, rozdrabniaczu, blenderze albo podobnym urządzeniu i miksujemy na gładką pastę. To koniec przepisu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz