sobota, 15 lutego 2014

My bloody valentine czyli potrawka z kurzych serc


OSTRZEŻENIE: 

Jeśli jesteś osobą wrażliwą na zagadnienia anatomiczne, brzydzącą się krwi i wnętrzności, nie przystępuj do czytania poniższego tekstu, a już tym bardziej do gotowania przedstawionej tu potrawy. 


      Niedawno Pan D. zapytał, czy ugotuję mu serduszka. Z pewnym oporem odpowiedziałam: "Skoro pragniesz...", a kiedy skojarzyłam tą prośbę ze zbliżającymi się Walentynkami, to miałam gotowy pomysł na prezent. Mało kto chyba tak dosłownie traktuje wszechobecny w Święto Zakochanych motyw serca, pomyślałam jednak, że takie poświęcenie będzie najlepszym dowodem miłości. Przed sercami drobiowymi wzdragało się bowiem moje własne serce.

     Zaczęłam myśleć nad recepturą, a im więcej o tym myślałam, tym więcej się bałam. Mając w pamięci nie tak odległe boje z wątróbką, opisane tutaj, obawiałam się ataku mdłości, a uruchomiona wyobraźnia podpowiadała mi obraz mnie samej jako złej wiedźmy, warzącej w kotle eliksir z wyrwanych ptactwu serduszek, by zdobyć serce ukochanego. Przyznam jednak, że byłam też nieco podekscytowana tym nowym wyzwaniem i ciekawa nieznanego dotąd produktu.

     Gdy nadszedł więc czas, zgromadziłam wszystkie potrzebne składniki i przystąpiłam do działania. Postanowiłam zacząć od najgorszego czyli od umycia, oczyszczenia i pokrojenia podrobów. Niestety stanęłam przed koniecznością czynności tak chirurgicznych, jak usuwanie wystających z serc grubych naczyń krwionośnych oraz pozostałych w komorach skrzepów krwi, jednak okazało się, że drzemią we mnie predyspozycje do zawodu lekarza, o którym kiedyś marzyłam i zniosłam te zabiegi bezproblemowo. Pomocny z pewnością był też fakt, że nie czułam tego obrzydliwego zapachu, jak miało to miejsce w przypadku wątróbek.

     Moim zamierzeniem było potraktowanie tych delikatnych organów podobnie delikatnymi dodatkami, dlatego zdecydowałam się na łagodny, ale aromatyczny sos z białego wina i śmietany oraz dodatek kaszy perłowej. W roli sałatki zastosowałam podpatrzone ostatnio u Pascala w programie "Pascal po polsku" połączenie białej rzodkwi, marynowanych cebulek i pieczarek. W warstwie kolorystycznej postawiłam na biel i zieleń, zamiast typowo walentynkowej czerwieni. W roli afrodyzjaku wystąpił lubczyk, który świetnie pasował do potrawy. Niestety suszony, bo świeżego nie znalazłam nigdzie w okolicy, choć moim zdaniem w taki dzień powinien być sprzedawany w takiej samej ilości, co sercokształtne słodycze.

     Pan D. docenił w pełni moje starania i naprawdę smakowała mu moja potrawka, a ja byłam dumna, że zrobiłam coś mniej banalnego niż ciasteczka-serduszka i stworzyłam udaną kompozycję smakową. 
Lęku nie udało mi się jednak przełamać do końca. Nie byłam w stanie włożyć do ust czegoś, co było niegdyś pulsującym centrum czyjegoś życia i ograniczyłam się do degustacji sosu, żeby wiedzieć, czy dobrze go przyprawiłam. Czy ten strach kiedyś pokonam? Trudno powiedzieć. 



POTRAWKA Z SERC KURZYCH


Na 2 osoby:

500 g serduszek drobiowych, 2 gałązki selera naciowego, jasnozielona część pora, szklanka białego wytrawnego wina, pół szklanki śmietany 30%, 2 ziarna ziela angielskiego, 3 liście laurowe, sól, zielony pieprz, masło

200 g kaszy perłowej

sałatka: 6 dużych pieczarek, biała rzodkiew, słoiczek marynowanych cebulek (150 g po odsączeniu z zalewy), 300 g cukru pudru, sól, biały pieprz, masło

Możemy zacząć od sałatki, żeby zdążyła ostygnąć (choć oczywiście dobra będzie też na ciepło).
Pieczarki obieramy i kroimy w plasterki. Podsmażamy je na maśle i przekładamy do miski. Na patelnię dokładamy więcej masła i smażymy przez 3-4 minuty na dużym ogniu pokrojoną w kosteczkę rzodkiew. Dorzucamy odsączone cebulki i cukier puder. Gdy się zezłocą, dokładamy je do pieczarek. Doprawiamy nieco solą i białym pieprzem, mieszamy. 

Gotujemy kaszę.

Serca płuczemy dokładnie na sicie. Następnie z każdego odkrawamy naczynia krwionośne, tłuszcz i energicznie naciskając wyciskamy zakrzepłą krew. Myjemy jeszcze raz i kroimy w plasterki (można je gotować w całości, ale dla mnie ich kształt jest nieapetyczny).

Selera i pora kroimy w cienkie plastry. W garnku rozpuszczamy dwie łyżki masła, podsmażamy na nim warzywa. Gdy się zeszklą, dorzucamy serduszka i smażymy krótko, by nieco zmatowiały.

Zalewamy zawartość garnka białym winem i odparowujemy alkohol. Dodajemy śmietanę, ziele angielskie i liście laurowe. Dusimy ok. 15 minut. Dodajemy sól, zielony pieprz i dwie łyżeczki suszonego lubczyku (jeśli mamy świeży, dodajemy go na samym końcu). Dusimy jeszcze kilka minut.
Jeśli sos jest za rzadki, możemy go odparować, gotując jeszcze kilka minut na dużym ogniu. 

Nakładamy na talerz porcję kaszy (100 g), robimy w środku wgłębienie, do którego nakładamy potrawkę. Naokoło układamy wianuszek z sałatki, choć możemy podać ją osobno lub z boku talerza, bo jak widać na zdjęciach, ten pomysł skończył się u mnie wizualnym bałaganem.






   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz