Z moich obserwacji wynika, że większość kulinarnych bloggerek dawno już nastawiła ciasto na piernik staropolski, przygotowało zakwas do barszczu, powoli bierze się za lepienie pierogów, prześciga w przepisach na dania rybne i wycina dziesiątki ciasteczek i pierniczków. Nieco odstaję od tego zacnego grona, bo choć niedawno podanymi przepisami na modrą kapustę i ciasteczka anyżowe wpasowałam się nieco w przedświąteczny nastrój, to zepsułam go makaronem z Marmitem, a dzisiaj zrujnuję go do reszty potrawą o rodowodzie dalekowschodnim.
Zazwyczaj największą bożonarodzeniową euforię czuję na miesiąc przed Wigilią. Cieszę się, że mogę to już niedługo, że zaczyna się adwent, przeglądam świąteczne przepisy i wymyślam, czym kogo obdaruję. Potem jednak życie toczy się swoim rytmem, głowę zaprzątają bieżące sprawy, aż tu nagle orientuję się, że to już za moment. Tak już mam, że wszystko robię na ostatnią chwilę, więc nim ujawnię moje gwiazdkowe pomysły, chcę podzielić się z Wami przepisem na smakowite orientalne danie. Może ktoś zapragnie odskoczni od śledzików i kapusty?
Miałam w zamrażalniku trochę wieprzowiny, którą chciałam przyrządzić w pięciu smakach. Jak zwykle najpierw stworzyłam w głowie swoją wizję, a później zaczęłam przeglądać istniejące już przepisy. Podczas tych poszukiwań natrafiłam na "Thit Heo Kho Tieu" czyli wietnamską karmelizowaną wieprzowinę.
Według oryginalnej receptury należy użyć rzadko wykorzystywanego brzuszka wieprzowego, ja natomiast miałam sznycle z szynki. Zamiast fioletowych azjatyckich szalotek, których chyba nigdy nie widziałam na oczy, nabyłam zwyczajną dymkę ze szczypiorem, a zamiast cukru palmowego kupiłam trzcinowy typu demerara. Pozostałe składniki szczęśliwie miałam, więc sądzę, że udało mi się zbliżyć do efektu, jaki przepis zakłada. Uzyskałam pyszne azjatyckie w charakterze, słodko-pikantne danie, choć niezgodności z przepisem było więcej. Zaostrzyłam smak imbirem i czerwoną papryczką chili, dodałam słodką czerwoną paprykę i planowałam dorzucenie pędów bambusa. Gdy wykańczałam potrawę miałam nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniałam, ale rozejrzałam się dookoła, zajrzałam do przepisu i nie znalazłszy nigdzie bambusa, ostatecznie zabrakło go na talerzu, podobnie jak przeklętej kolendry, której nigdy nie ma w sklepach, kiedy akurat jej potrzebuję. Żałowałam, ale na otarcie łez był zielony ogórek w słodkim sosie chili. Jego świeżość łagodziła palenie w ustach, a po sceptycznej degustacji nie jadający surowych ogórków Pan D. nałożył sobie na talerz porcyjkę.
Muszę też pochwalić samą siebie za to, że mięso było kruche, bo często mam problem z odpowiednią miękkością mięsa. Nie posiadam żadnej patelni z pokrywką, więc ostatnio zaczęłam korzystać z pokrywy od nieczynnego już prodiża, a dla pewności mięso trzymałam przez wieczór, noc i jeszcze spory kawałek dnia w marynacie wzbogaconej o ocet ryżowy. Sposób świetnie się sprawdził, ale jeśli zapomnicie o marynowaniu lub postanowicie ugotować thit kho spontanicznie i na ostatnią chwilę, to zalecane w przepisie duszenie przez godzinę doprowadzi pewnie do podobnego rezultatu.
KARMELIZOWANA WIEPRZOWINA W PIĘCIU SMAKACH (THIT HEO KHO TIEU*)
Na 2 osoby:
200 g wieprzowiny bez kości, kilka cebulek dymek ze szczypiorkiem, 2 duże ząbki czosnku, niewielki kawałek świeżego korzenia imbiru, pół czerwonej papryczki chili, czerwona słodka papryka, 30 ml jasnego sosu sojowego, 60 g cukru trzcinowego demerara, łyżka sosu rybnego, łyżka octu ryżowego, łyżeczka przyprawy "pięć smaków", gwiazdka anyżu, 125 ml wody, 300 g ryżu jaśminowego, trochę oleju do smażenia (arachidowy lub taki, jaki mamy w domu)
dodatkowo pół dużego świeżego ogórka lub jeden mały, 2 łyżeczki słodkiego sosu chili
Przygotowujemy marynatę, mieszając w szklanej misce sos sojowy, cukier, przyprawę "pięć smaków", ocet, sos rybny i dwa zgniecione ząbki czosnku.
Umieszczamy w niej pokrojone w paski mięso i wkładamy na noc do lodówki.
Wyjmujemy je na pół godziny przed smażeniem. W tym czasie możemy ugotować ryż, posiekać chili, wyłowiony z marynaty czosnek, kawałek imbiru i cebulki bez szczypiorku, który odkładamy na koniec i pokroić ogórka w cienkie plasterki, które mieszamy w miseczce ze słodkim sosem chili.
Na oleju podsmażamy chwilę chili, czosnek, imbir i cebulki, dorzucamy odsączone nieco z marynaty mięso. Gdy trochę zmatowieje, dorzucamy paprykę i smażymy chwilę. Te chwile trwały u mnie pół minuty, minutę. Obserwujcie sytuację.
Wlewamy na patelnię marynatę, smażymy kilka minut. Dodajemy wodę oraz gwiazdkę anyżu i dusimy pod przykryciem. Gdy mięso będzie wystarczająco miękkie, wrzucamy na patelnię ryż i gotujemy jeszcze minutę, mieszając.
Na talerzach posypujemy porcje posiekanym szczypiorkiem.
* Próbowałam znaleźć dokładne tłumaczenie tych czterech wietnamskich słów, ale dowiedziałam się tylko, że "thit heo" to mięso wieprzowe, a "tieu" to pieprz. Anglojęzyczne wersje podkreślają, że chodzi o wieprzowinę duszoną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz