Potrawę, którą gotuje się tak, jak risotto, ale używając kaszy zamiast ryżu, nazywa się "kaszottem". Dla mnie słowo to brzmi wyjątkowo niedźwięcznie i niewdzięcznie, dlatego pożyczyłam sobie od Nigelli Lawson określenie "orzotto".
Pochodzi ono z jej książki "Nigella świątecznie", gdzie następująco tłumaczy jego genezę: "Najpierw wytłumaczę, co rozumiem przez "orzotto": włoskie słowo orzo znaczy jęczmień, więc orzotto to risotto ugotowane z jęczmienia, a nie z riso, czyli ryżu". Moje orzotto powstało na bazie kaszy jęczmiennej właśnie, więc wszystko się zgadza.
Drugim składnikiem, który był inspiracją dla tego dania, były jadalne kasztany, na które skusiłam się, bo były nieprzyzwoicie tanie. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kasztanami innymi niż te, które jesienią plączą się nam pod nogami i mogą posłużyć jedynie jako materiał do zrobienia kasztanowych ludzików lub piłeczka dla kota. Musiałam więc poczytać tu i ówdzie, jak przyrządza się kasztany i do czego pasują. Odpowiedzi znalazłam m. in. we wspomnianej przed chwilą książce, bo w Wielkiej Brytanii to produkt bardziej popularny niż u nas. Nigella proponuje zupę kasztanową z chrupiącym boczkiem, krem czekoladowo-kasztanowy, nadzienie kasztanowe do indyka i gorący sos czekoladowo-kasztanowy. Za najodpowiedniejsze jednak do moich celów uznałam połączenie kasztanów z brukselką, która tradycyjnie pojawia się w angielskiej kuchni bożonarodzeniowej. W Polsce też ci jej dostatek i myślę, że z powodzeniem może być warzywnym dodatkiem do obiadu w pierwsze lub drugie święto.
Jako, że kasztanami faszeruje się indyka, to chciałam dodać do mojego orzotta mięso indycze właśnie, ale po zastanowieniu stwierdziłam, że potrzebuję czegoś bardziej wyrazistego w smaku i wybór padł na boczek. Niestety wystąpił on w formie przaśnych kostek, a nie elegantszych ceniutkich skwarków, bo nie udało mi się znaleźć boczku w plastrach.
Nigella używa gotowego puree z kasztanów, słodzonego lub nie, albo kasztanów gotowanych i pakowanych próżniowo. W opisie świątecznej brukselki z kasztanami napisała: "Kupuję kasztany w próżniowych opakowaniach. Moja mama, wbrew rozsądkowi, zawsze sama piekła i obierała kasztany, ale też zawsze w Wigilię tonęła we łzach". Ja miałam kasztany w stanie surowym, więc po prostu gotowałam je razem z całą potrawą, licząc na to, że uda mi się szybko obrać je ze skórki i wrzucić ich wnętrze z powrotem do garnka. Niestety, poza tym, że były gorące, śliskie i oblepione ziarenkami kaszy, to nacięta na krzyż skorupka schodziła bardzo opornie, by ujawnić, że pod spodem jest jeszcze druga, cieńsza powłoka, której też trzeba się pozbyć. Było to wczoraj, ale nadal bolą mnie palce, rozumiem więc już mamę Nigelli. Jeśli tylko uda nam się dostać gotowe do spożycia kasztany, to naprawdę nie ma powodu, by dokładać sobie cierpienia.
Niewiele tu przypraw, ale jedną z nich jest gałka muszkatołowa, która w dużych ilościach może mieć działanie psychoaktywne. W czasach szkolnych, w okresie fascynacji substancjami odurzającymi, próbowaliśmy z kolegami, czy to prawda. Czytając teraz w Wikipedii o możliwych skutkach cieszę się, że nie pamiętam żadnych nieprzyjemnych konsekwencji. Wspominam o tym, gdyż Nigella, którą dziś cytowałam, ostatnio kojarzy mi się głównie z filmikiem przedstawiającym ją jako gospodynię domową, która uchodzi za idealną dzięki wsparciu narkotyków. Znalazłam go na facebookowym profilu Chillibite. Widzieliście?
ORZOTTO Z BRUKSELKĄ, KASZTANAMI I BOCZKIEM
200 g kaszy jęczmiennej perłowej, 150 g kasztanów jadalnych (najlepiej pakowanych próżniowo lub samodzielnie ugotowanych wcześniej), 150 g wędzonego boczku, 200 g brukselki, litr bulionu warzywnego*, mała biała cebula, sól, pieprz, gałka muszkatołowa, mielona papryka chili, natka pietruszki, 2 łyżki masła, szklanka białego wina półwytrawnego (lub wytrawnego)
Przygotowujemy bulion warzywny (z pęczka włoszczyzny ugotowanego z dwoma listkami laurowymi, dwiema kulkami ziela angielskiego, dużą szczyptą soli trzema ziarenkami czarnego pieprzu lub z kostek ekologicznych).
W dużym garnku roztapiamy masło i szklimy na nim posiekaną cebulkę. Wrzucamy kaszę, którą zalewamy winem, gdy stanie się szklista. Odparowujemy alkohol i wlewamy do garnka litr bulionu. Gdy się zagotuje, dorzucamy brukselkę. Gotujemy do miękkości 20-30 minut. Płyn powinien wsiąknąć w kaszę, a jego nadmiar odparować.
Doprawiamy pieprzem, gałką muszkatołową i ewentualnie solą.
Dorzucamy kilka płatków masła, mieszamy i odstawiamy orzotto na kilka minut pod przykryciem. W tym czasie na zimną patelnię wrzucamy pokrojony w kostki bekon (jeśli mamy plastry, to kroimy go w paski) i rumienimy.
Obrane ze skorupek kasztany siekamy.
Dodajemy do orzotta boczek i kasztany, dodajemy pęczek posiekanej natki pietruszki. Nałożone porcje posypujemy jeszcze sproszkowanym chili i świeżo zmielonym pieprzem.
* Gdy zabrałam się do gotowania stwierdziłam, że robiąc zakupy w warzywniaku zapomniałam o włoszczyźnie, a kostki rosołowe się skończyły. Uruchomiłam więc swoją pomysłowość, o której wynikach napiszę na wypadek, gdyby ktoś znalazł się w podobnej sytuacji. Mianowicie odkroiłam z boczku skórę i podsmażyłam ją razem z cebulą na maśle, żeby oddała smak. Mając w pamięci odcinek MasterChefa z udziałem Marco Pierre White'a, w którym z szacunkiem potraktowano to, co zazwyczaj uznaje się za odpadki, do wody, którą wlałam zamiast bulionu, dodałam odcięte łodyżki pietruszki, przewiązane sznurkiem. Dorzuciłam też opaloną cebulkę, liście laurowe, ziarna pieprzu i ziela angielskiego, a na koniec dodałam jasnego sosu sojowego. Polak potrafi!
Mój przepis dodaję do akcji "Kasztany jadalne", zorganizowanej przez autorkę bloga Bez mąki i cukru. Akcja trwa już ponad tydzień, a dodano do niej tylko dwa przepisy, co najlepiej świadczy o tym, że Polacy nie Francuzi i swoje kasztany mają, tyle że niejadalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz