sobota, 9 listopada 2013

Poland cooks for Holland. Naleśniki ze szpinakiem i sosem gorgonzola


Moja droga M.!

     Niepostrzeżenie upłynął już miesiąc od mojego pierwszego kulinarnego listu do Ciebie, czas więc najwyższy na kolejny. Mam nadzieję, że gotujesz częściej niż Cię do tego korespondencyjnie zachęcam (czy raczej będę to czynić, bo wciąż jesteśmy na początku tej drogi). Czy w międzyczasie udało Ci się coś upichcić? Jeżeli tak, to bardzo jestem ciekawa, co to było. 
     Moja druga propozycja dania dla Ciebie podobnie, jak pierwsza, wiąże się ze wspomnieniami z Poznania. Z domowej kuchni przeniesiemy się w rejony pokrewne, bo do baru mlecznego. Czy gdziekolwiek za granicą funkcjonują miejsca o podobnym klimacie?  Panie wołające na posiłek niczym rodzona matka, plastikowe sztućce za grosze, soki o aromacie bukietu surówek, z którymi sąsiadują w jednej lodówce, czasem tłok sprawiający, że współbiesiadnikiem przy jednym stoliku staje się zupełnie obca osoba i przedstawiciele najróżniejszych warstw społeczeństwa zgromadzeni w jednym celu: zjeść tani i domowy obiad. W barze "Pod kuchcikiem" na św. Marcinie panuje nawet atmosfera intelektualna, gdy panowie, jadający tam prawdopodobnie dzięki bonom z opieki społecznej, rozgrywają partyjkę szachów. Za tym miejscem jednak nie przepadam, bo jedzenie tam mają niesmaczne, a ściany wyłożone są kafelkami, które bardziej pasowałyby do toalety w stylu lat siedemdziesiątych.
     Nam najczęściej zdarzało się stołować w "Apetycie", gdzie specialite de la maison były naleśniki. Ich wybór, z nadzieniami słodkimi i słonymi, był imponujący, a największą popularnością cieszyły się bodajże serowo-truskawkowe. O ile mnie pamięć nie myli, Twoimi ulubionymi były jednak te ze szpinakiem. Odkąd odkryłam szpinak dobrze przyprawiony i liściasty, w przeciwieństwie do tego zapamiętanego z przedszkola, gdzie był pozbawioną smaku papką, też jestem jego entuzjastką.
     W barze mlecznym farsz był serowo-szpinakowy, ale nie mogę przypomnieć sobie, z jakim sosem podawano te naleśniki. Może Ty pamiętasz? W mojej wersji nadzienia nie ma twarogu, jest za to sos z sera gorgonzola. Odeszłam nieco od barowego pierwowzoru, ale zapewniam Cię, że poszłam w dobrą stronę.
     Zazwyczaj ilość składników na ciasto naleśnikowe dobierałam "na oko" (jak widać w tym przepisie), ale żeby ułatwić Ci życie, tym razem postanowiłam podać ścisłe dane na temat proporcji. Jako, że niedawno na jakimś blogu czytałam o naleśnikach według Julii Child, to właśnie do jej receptury sięgnęłam. Naleśniki Julii są cienkie i delikatne, o francuskim rodowodzie. 
     Czy postać Julii Child jest Ci znana? To fascynująca osobowość. Jeśli nie widziałaś jeszcze filmu "Julie i Julia", to serdecznie Ci go polecam na któryś z długich, jesiennych wieczorów. Warto też porównać znakomitą kreację Meryl Streep z prawdziwą Julią (zerknij tutaj).
     Przepis na sos przyniosłam z którychś zajęć sekcji kulinarnej, o której wspominałam przy okazji przepisu na wątróbkę (zdaje się, że lubisz wątróbkę, więc może kiedyś z niego skorzystasz). Wino nie jest składnikiem niezbędnym, ale osobiście lubię jego posmak. Poza tym jeśli kupisz całą butelkę i wlejesz do garnka 100 ml, to zostanie jeszcze całe 650 ml do wypicia!
Gorgonzola jest dość droga, ale może dostaniesz gdzieś tańszy odpowiednik? Poszukaj w tym polskim sklepie Lazura. Będzie pewnie trudniej się rozpuszczał, ale też się nada. Możesz też zrobić naleśniki bardziej podobne do tych z mleczaka. Wtedy znowu będzie potrzebny polski twaróg.
     Co do szpinaku, to użyłam mrożonego i Tobie też serdecznie radzę tak zrobić. Musiałabyś kupić ogromną stertę świeżych liści i poobrywać wszystkim ogonki, żeby po ugotowaniu uzyskać 450 g szpinaku. Zwróć tylko uwagę, czy ten mrożony jest liściasty czy rozdrobniony i wybierz ten pierwszy. 
     To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć na temat samego przepisu. Znów będę czekać na odzew, z nadzieją, że usmażysz te naleśniki i przeniesiesz się myślą w przytulny, choć nieco siermiężny klimat polskiego baru mlecznego. 
     Jak płynie życie w Hadze? Czy istnieje coś takiego, jak "holenderska złota jesień"? Uczysz się niderlandzkiego? Wiem, że cierpisz na chroniczny brak czasu, ale jeśli zechesz  "liznąć" podstaw tego języka, to polecam Ci stronę, którą odkryłam kilka dni temu. Można na niej za darmo poznać podstawy sześciu mniej popularnych języków europejskich, w tym flamandzkiego właśnie. Ja wybrałam kurs włoskiego, żeby odświeżyć go sobie przed ewentualną dalszą nauką.
     Trzymaj się ciepło, dbaj o siebie i jedz smacznie!

Ściskam mocno
- F.


P.S. Choć wątpię, aby odpowiedź była twierdząca, to zapytam: czy masz na wyposażeniu coś takiego, jak tłuczek do ziemniaków? Pytam pod kątem pewnej potrawy, którą chciałabym Ci zaprezentować. W ogóle powinnam dowiedzieć się, jak wygląda Twój kuchenny ekwipunek, żeby nie proponować czegoś, czego nie możesz u siebie zrobić. Dawaj znać w razie jakichkolwiek przeciwwskazań do realizacji przepisu!


NALEŚNIKI ZE SZPINAKIEM I SOSEM GORGONZOLA

Naleśniki wg Julii Child (ciasto na 5-6 naleśników):

szklanka mąki, 2/3 szklanki mleka, 2/3 szklanki wody, 3 duże jajka, 3 łyżki roztopionego masła, szczypta soli 

Farsz:
450 g mrożonego szpinaku w liściach, 2-3 ząbki czosnku, mała cebula, sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Sos gorgonzola:
200 g sera gorgonzola (lub innego z niebieską pleśnią), 250 ml śmietany kremówki, 100 ml białego wytrawnego wina, sól, pieprz (najlepiej biały), gałka muszkatołowa

Można dorzucić jeszcze kilka pokruszonych orzechów włoskich do posypania potrawy. 


Zacznij od zrobienia ciasta naleśnikowego. Wymieszaj wszystkie składniki trzepaczką w dużej misce i wstaw na pół godziny do lodówki.

W tym czasie posiekaj drobno czosnek i cebulę. Szpinak włóż do garnka, dodaj odrobinę wody i mieszaj, żeby się nie przypalił od spodu, co zdarza mu się, gdy się rozmraża. Pod koniec dodaj cebulę i czosnek, dopraw solą, pieprzem (najlepiej świeżo zmielonym) i gałką muszkatołową (najlepiej świeżo startą).
Zdejmij go z ognia i przykryj, żeby nie wystygł za bardzo.

Teraz pora na sos. Właściwie sos i szpinak możesz przyrządzać jednocześnie, jeśli pozwala Ci na to wyposażenie kuchni. Ja muszę wykonywać te czynności po kolei, bo mam tylko jeden palnik.
Tak czy inaczej, włóż do garnka kostkę sera i zalej winem. Ser powinien się rozpuścić, a wino odparować (czyli przestać uderzać w nozdrza alkoholem). Gdy to nastąpi, dodaj śmietanę i mieszaj chwilę, żeby sos nieco zgęstniał. Dopraw białym pieprzem (białym głównie ze względów estetycznych, ale też dlatego, że jest łagodniejszy) i gałką muszkatołową. Sól nie będzie konieczna, bo gorgonzola jest bardzo słona, ale upewnij się, czy Twój sos też jest odpowiednio słony. 

(Prawdopodobnie zostanie Ci sporo sosu, ale celowo nie zmniejszyłam ilości składników. Jeśli przelejesz wystudzony sos np. do słoiczka i schowasz do lodówki, to możesz zrobić z niego jeszcze jeden obiad/kolację. Wystarczy, że ugotujesz makaron i wymieszasz go z tym sosem oraz pokrojoną w kostkę i podsmażoną piersią z kurczaka.)

Czas wyjąć ciasto na naleśniki z lodówki i zacząć je smażyć. Na patelni rozgrzej mocno tłuszcz (może być masło lub olej - ja używam oleju, bo musiałabym zużyć mnóstwo cennego masła). Smaż raczej cienkie naleśniki, żeby móc zawinąć je łatwo w eleganckie roladki. Powinna wystarczyć jedna minuta na każdej stronie, ale kontroluj sytuację. 
Nie wiem, jak Ty, ale ja nie potrafię odwracać naleśnika podrzucając patelnią. Po prostu przekładam go za pomocą łopatki na drugą stronę jednym, energicznym ruchem. 
Gotowy naleśnik połóż na talerzu, rozprowadź na nim ze dwie łyżki szpinaku i zawiń, uważając, żeby nie poparzyć sobie palców. Polej go sosem i posyp orzeszkami. 

Pyszności!







 

4 komentarze:

  1. Moja kochana F.! Przede wszystkim dziękuję Ci za pamięć i różnorakie inspiracje. Muszę przyznać, że Twój blog inspiruje moje żywieniowe zainteresowania w wielu różnych aspektach: dzięki Tobie zaczynam nie tylko więcej i chętniej gotować, ale też zwracać uwagę na fakt istnienia bardzo różnych smaków tych samych produktów spożywczych! I generalnie, rozumieć, co właściwie i konkretnie jem. Hahaha, wcześniej nie było to takie oczywiste. Niebagatelny wpływ na te znaczące odkrycia wywiera również niewątpliwie mój A., który eksperymentuje w kuchni z chęcią i talentem, a którego owoce pracy spożywam z wielkim apetytem!

    Niestety, ostatnie dwa miesiące były dla mnie wyjątkowo (a może nawet za bardzo) pracowite, w związku z czym kwestie kulinarne usunęły się, jak to często bywa w moim przypadku, na dalszy plan. Na szczęście od Nowego Roku będę mogła już nieco lepiej zorganizować sobie czas wolny i zamierzam przeznaczyć go, między innymi, na spokojniejsze gotowanie właśnie. Przeprowadziłam się też przed Świętami do bardzo przyjemnego mieszkania nad samym Morzem Północnym, gdzie mam nieograniczony dostęp do nowiutkich elektrycznych palniczków (dotychczas dysponowałam jednym, i to przedpotopowym…), więc wierzę, że będzie już tylko lepiej!

    …bar mleczny!... Kochana, nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknię za możliwością taniego i smacznego posiłku w Holandii. Instytucja "mleczaka" nie ma tu niestety racji bytu, co prawdopodobnie jest związane ze zbyt dobrą sytuacją finansową społeczeństwa z jednej strony oraz braku zainteresowania holenderską kuchnią z drugiej. Jestem wzruszona Twoją pamięcią - oczywiście, że w Apetycie zamawiałam najczęściej naleśniki ze szpinakiem! Z tego co pamiętam, funkcjonowały tam wyłącznie dwa rodzaje naleśnikowych sosów: słodki, czyli truskawkowy, oraz słony, którego smak (i kolor) trudno byłoby mi dokładniej określić. Może i zresztą nie był najlepszego gatunku, ale jakie miało to znaczenie w porównaniu z ogólnym klimatem panującym podczas naszych posiłków przy Szkolnej!
    Z wielkim zainteresowaniem obejrzałam kulinarne popisy Julii Child. Natomiast Twój przepis jest genialny w swojej jasności i prostocie, a także dlatego, że idealnie trafiasz w moje smakowe gusta! To wszystko sprawia, że naleśniki z sosem gorgonzola a la Ferno stają się niewątpliwie jednym z podstawowych dań w moim nowym, zdrowym i coraz bardziej kolorowym menu!

    Mam nadzieję, że Święta minęły Ci spokojnie, a Nowy Rok rozpoczynasz bezboleśnie i energicznie. Ściskam Cię mocno z Holandii, gdzie jesień nie przyjmuje raczej złotego odcienia, ale za to panuje przez jakieś 9 miesięcy w roku …

    Twoja M.

    PS: Tłuczka rzeczywiście nie posiadam, ale mogę go po prostu zakupić w razie potrzeby!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana!

      Czekałam na odpowiedź długo i cierpliwie, bo wiedziałam, że warto i nie pomyliłam się.
      Po przeczytaniu Twojego komentarza, jak to się tutaj nazywa, stwierdziłam, że to najlepsze, co mnie spotkało w nowym roku, a i w klasyfikacji pozytywnych wydarzeń roku ubiegłego, to uplasowałoby się wysoko.

      W grudniu nie zamieściłam żadnego przepisu dedykowanego Tobie, bo przypuszczałam, że nie będziesz miała czasu go zrealizować, a może nawet o nim w ogóle przeczytać. Poza tym mam nadzieję, że w święta udało Ci się spędzić czas z rodziną i zaznać domowych smaków.

      Już niedługo znów napiszę tutaj do Ciebie, z nową energią, bo wygląda na to, że te wpisy padają na podatny grunt!

      Ściskam Cię serdecznie, z nadzieją, że ten rok będzie dla nas owocny na gruncie kulinarnym i każdym innym!

      Twoja F.

      Usuń