Zdarzało mi się już jeść domowe pizze, ale chyba nigdy nie robiłam takiej sama. Wczoraj stało się to po raz pierwszy, choć też nie do końca, bo nie przygotowałam jej całkiem sama, tylko ze znacznym wkładem ze strony młodszego Brata. Kiedy zadzwonił, że jest w okolicy i wpadnie do nas za chwilę, podjęłam natychmiastową decyzję, że tego wieczoru zjemy własnoręcznie zrobioną pizzę. Miałam w domu siedmiogramową paczkę suszonych drożdży, więc znalazłam przepis, który uwzględnia taką właśnie ich ilość i szybko zrobiłam zaczyn.
Przepis pochodzi z Kwestii Smaku, ale jest w tym wszystkim mało istotny. Konieczne okazało się dodanie większej ilości mąki i oliwy, dodaliśmy składniki w klasycznej Marghericie niespotykane, a czas oczekiwania na wyrośnięcie ciasta znacznie skróciliśmy. Wprawdzie przez niecierpliwość uzyskaliśmy tylko dwie, a nie trzy małe pizze, ale przynajmniej szybciej zaspokoiliśmy apetyt.
Jak już wspominałam, mój Brat pracuje w pizzerii jako kierowca, ale zachwycił mnie, gdy okazało się, że równie dobrze mógłby tam pracować jako pizzerman. Kręcąc się w okolicy restauracyjnej kuchni, poznał wszystkie jej tajniki, oddałam mu więc palmę pierwszeństwa jako ekspertowi.
Wspólne gotowanie jest tu ważniejsze niż przepis i zostawi we mnie ślad znacznie trwalszy niż oparzenia od pokrywy prodiża. Stosunki między Bratem a mną czasem pozostawiały wiele do życzenia, a to spotkanie przy stolnicy z ciastem drożdżowym było absolutnym szczytem porozumienia, jaki kiedykolwiek osiągnęliśmy. Ogromną radością było dla mnie, gdy Brat podczas poprzednich wizyt jadł to, co ugotowałam (zupę dyniową, risotto grzybowe, nieudane steki, key lime pie, rosół), choć w swoich okresach buntu regularnie odmawiał spożywania posiłków przyrządzonych przeze mnie lub Mamę.
Pichcenie razem to jeszcze jeden krok dalej. Zawsze wiedziałam, że pasja kulinarna jest w nim tak samo, jak we mnie i wygląda na to, że potrafimy ją dzielić. Zaczęliśmy nawet snuć plany otwarcia własnej jadłodajni, co od dawna jest moim marzeniem i jego też, jak się okazuje. Może będzie to właśnie pizzeria, może kawiarnia, a może restauracja z organicznym jedzeniem... Kto wie, czy nasze drogi życiowe nie skrzyżują się w kuchni?
DOMOWA PIZZA Z PRODIŻA
ciasto (na podstawie przepisu z Kwestii Smaku):
7 g suszonych drożdży (lub 15 g drożdży świeżych), 150 ml ciepłej wody, pół łyżeczki cukru, 250 g mąki pszennej + 2 łyżeczki do zaczynu, łyżeczka soli, łyżka oliwy
sos:
puszka krojonych pomidorów w sosie własnym, pół dużej cebuli lub jedna mała, dwa ząbki czosnku, łyżka oliwy, sporo suszonego oregano, sól, świeżo mielony pieprz, szczypta cukru
dodatki:
pierwsza pizza, nazwijmy ją pepperoni - zielona ostra (nawet bardzo) papryczka, salami pepperoni z indyka, ser żółty tarty (bodajże Edamski), rokpol
druga pizza, którą nazwiemy cztery sery - ser żółty tarty, plastry mozzarelli, pokruszony rokpol, drobno starty parmezan, listki bazylii (po upieczeniu posypaliśmy ją jeszcze odrobiną suszonego oregano i świeżo zmielonym kolorowym pieprzem)
Zaczyn robimy z drożdży, wody, cukru i dwóch łyżeczek mąki. Odstawiamy go na kwadrans, żeby urósł.
Mąkę przesiewamy, dodajemy do niej zaczyn, sól, oliwę i wyrabiamy przez 15 minut. Formujemy z ciasta kulę, którą przykrywamy ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia na półtorej godziny.
W tym czasie zdążymy zrobić wiele rzeczy, ale jedną z nich musi być sos. Siekamy cebulkę i czosnek, podsmażamy na łyżce oliwy, dodajemy puszkę pomidorów. Gotujemy, aż nieco zgęstnieje, przyprawiając solą, pieprzem, oregano i cukrem, jeśli jest taka potrzeba. Sos blendujemy.
Po upływie czasu oczekiwania dzielimy ciasto na trzy części.
Z każdej formujemy placki o średnicy zbliżonej do średnicy prodiża i odstawiamy jeszcze na pół godziny w ciepłe, nieprzewiewne miejsce.
Oczywiste jest, że niestety w prodiżu pizze musimy piec po kolei. Do piekarnika zmieszczą się pewnie wszystkie trzy, a w najgorszy, razie dwie. Nie mam pojęcia, do jakiej temperatury rozgrzewa się mój prodiż. Nie można jej w każdym razie regulować, a grzałka jest tylko na górze. Szczęśliwi posiadacze piekarnika powinni rozgrzać go do 250 stopni.
Pizzę smarujemy sosem, zostawiając odpowiednio szeroki rant. Posypujemy startym serem i kładziemy pozostałe dodatki (z wyjątkiem bazylii, którą kładziemy na pizzę po wydobyciu jej z prodiża lub piekarnika).
Mój prodiż stworzył problem polegający na tym, że dodatki były już odpowiednio zrumienione i roztopione, a brzeg jeszcze blady. Jeśli Wasza pierwsza pizza też nastręczy taki kłopot, podpieczcie kolejną przez kilka minut bez dodatków.
Jak długo piekła się pizza w moim prodiżu nie mam pojęcia. Po prostu co kilka minut biegliśmy sprawdzić, czy to już.
Pizza Pepperoni |
Pizza Quattro Formaggi |
Też robię w prodiżu :D
OdpowiedzUsuńJaki jest Twój prodiż? Mój należał do Babci, ma kilkadziesiąt lat i jego jedyną zaletą jest to, że w ogóle działa :)
Usuńsprawdzone, super przepis.
OdpowiedzUsuńJedynie dałem połowę soli do ciasta co w podanym przepisie, ale to kwestia gustu ;)
Pyszne
OdpowiedzUsuń