niedziela, 8 lutego 2015

Batoniki daktylowe

     Mój kolega po fachu, znacznie starszy, ale wciąż w dobrym zdrowiu, mawia, że są trzy rodzaje białej śmierci: biała sól, biały personel i biały cukier. Solą nie przejmowałam się nigdy, bo ciśnienie mam z natury niskie, ale ze względu na Pana D. kupuję sól o obniżonej zawartości sodu i staram się z nią nie przesadzać. Z białym personelem póki co mam do czynienia rzadko. Największym problemem z tej trójcy jest dla mnie cukier. Kawy i herbaty nie słodzę, ale słodycze uwielbiam. Staram się ograniczać ich spożycie, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym zupełnie wykluczyć z mojej diety cukier i słodkości z jego zawartością. Ciasta, ciasteczka i czekolada w różnych postaciach plasują się wysoko na liście rzeczy, które uprzyjemniają niełatwą ludzką egzystencję. 

     Niestety tzw. cukier dodany czyli przemysłowa fruktoza dodawana do kupowanych przez nas produktów, ma destrukcyjny wpływ na wątrobę i podwyższa ciśnienie tętnicze. Co gorsza cukier i owiany złą sławą syrop glukozowo-fruktozowy znajdują się na liście składników najróżniejszych, niekoniecznie słodkich, artykułów spożywczych. Mogą czaić się w serkach twarogowych,  napojach, jogurtach, słonych przekąskach, wędlinach i różnych innych rzeczach, w których się ich nie spodziewamy. Staram się więc zapoznawać zawsze ze składem tego, co kupuję i wybierać zdrowsze opcje. Z reguły nie kupuję gotowych ciasteczek, naszpikowanych nie tylko cukrem, ale i chemią, po batoniki i wyroby z cukierni sięgam bardzo rzadko. Wyjątek robię dla czekolady, której pochłaniam trochę codziennie, przynajmniej w sezonie jesienno-zimowym.

     Z apetytem na słodycze można radzić sobie nie tylko za pomocą silnej woli, ale też sięgając po owoce. Naturalna fruktoza w nich zawarta nie wykazuje takiego szkodliwego działania jak ta "dodana". Dzisiejszy przepis to łatwy sposób na zastąpienie niezdrowego batona ze sklepu przekąską bardzo słodką, ale zawdzięczającą swoją słodycz wyłącznie naturze. Mowa o arcyłatwych w przygotowaniu batonikach daktylowych. Wystarczy chwila, żeby zrobić sobie zapas słodkich przekąsek, które nie będą dręczyły naszego sumienia. 

     Zanim przystąpicie do dzieła, mam dwie uwagi. Po pierwsze: nie warto oszczędzać na daktylach. Najlepiej kupić porządne, w zamkniętych opakowaniach. Raz skusiłam się na tanie daktyle na wagę z supermarketu. Były tak wysuszone i twarde, że próbując je zmiksować, spaliłam malakser. Po drugie: suszone daktyle są tak słodkie, że dobrze dodać do batoników jakiś kwaśny akcent, np. skórkę otartą z cytryny lub suszoną żurawinę. 
     Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat cukru, polecam te dwa niezbyt obszerne artykuły: o fruktozie w owocach oraz o nadmiernej konsumpcji cukru.


BATONIKI DAKTYLOWE


suszone daktyle (100 g to minimum, które wystarczy nam na cztery małe batoniki), olej - neutralny w smaku lub o orzechowym aromacie, np. sezamowy, arachidowy itp. (jedna łyżka na 100 g daktyli), ulubione dodatki bakaliowe (np. rodzynki, podprażone ziarenka sezamu, pestki słonecznika, posiekane drobno suszone owoce), trochę skórki otartej z cytryny lub inny kwaśny akcent


Daktyle wrzucamy do malaksera/blendera, dodajemy olej i miksujemy na gładką masę. Nastęnie dodajemy pozostałe składniki czyli np. orzeszki, pestki lub inne owoce i mieszamy z masą daktylową.

Całość przekładamy do płaskiego naczynia wyłożonego papierem do pieczenia, wygładzając wierzch. Wstawiamy do lodówki (najlepiej przygotować batoniki wieczorem i schłodzić je przez noc). 
Dzielimy masę na porcje o kształcie mniejszych lub większych batonów, które świetnie nadają się do zabrania na wynos. Szybko dodadzą nam energii, gdy jej poziom niebezpiecznie spadnie. 




4 komentarze: