środa, 9 października 2013

Poland cooks for Holland. Pyry z gzikiem

       1 października mój blog skończył rok, a trzy dni później - 4 października - urodziny świętowałam ja sama. Nie udało mi się uczcić żadnej z tych okazji ugotowaniem lub upieczeniem czegokolwiek, więc zabrakło stricte urodzinowego postu. Właściwie to zabrakło ostatnio jakiegokolwiek wpisu, ale usprawiedliwia mnie nieco nagły tygodniowy wyjazd.
     Poza tym zaczął się ostatni rok akademicki moich studiów, więc przede mną mnóstwo pracy i obawiam się trochę, czy mój blog na tym nie ucierpi. Z pewnością nie będę miała dla niego tyle czasu, ile miałam we wakacje, ale postaram się choć od czasu do czasu zaprezentować tutaj efekty moich kuchennych wysiłków. 
     Wraz z inauguracją roku szkolnego postanowiłam zainaugurować także nowy cykl przepisów, na który pomysł zrodził się tego lata, po spotkaniu z M., moją przyjaciółką ze szkolnych lat. Uczyłyśmy się przez dwanaście lat w tym samym przybytku, a kilka lat po maturze spotkałyśmy się na tej samej uczelni. Obecnie M. kontynuuje studia w Holandii, ale w sierpniu wróciła na chwilę na łono rodziny i przy tej okazji spotkałyśmy się, by zaktualizować informacje o sobie nawzajem. M. wyznała mi m. in., że pobyt w domu to dla niej okazja, by wreszcie dobrze się najeść, bo w Holandii nie ma czasu i weny. Niesprzyjające są też podobno warunki zewnętrzne, bo kuchnia holenderska nie należy do wybitnych, Holendrzy nie przywiązują do posiłków zbyt dużej wagi, a dostępne tam warzywa przegrywają w porównaniu z polskimi. Zatroskałam się wizją biednej M., smutniejącej w szarej Hadze, tęskniącej za uczciwym jedzeniem i tracącej zdrowie przez niedbałe odżywianie. Odważyłam się pokazać jej mojego bloga i zaproponowałam, że czasami zamieszczę na nim przepis specjalnie jej dedykowany. Może uda mi się zainspirować ją do wzięcia spraw żywienia studenckiego w swoje ręce?
     Panie i panowie, przed Wami premierowy odcinek serii "Poland cooks for Holland"!


Moja droga M.!

     Jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Rozpoczynam dziś przedsięwzięcie, które ma na celu zachęcenie Cię do przygotowania czasem dla siebie czegoś cieplejszego i bardziej krzepiącego niż kanapka, którą, jak mówiłaś, Holendrzy konsumują na lunch, pomijając potem obiad. Rzeczywiście w ich tradycji leży podobno jedzenie raczej tego, co w przeciętnym polskim pensjonacie nazwano by "obiadokolacją".
     Zapewne priorytetowymi kwestiami w przepisach, które będę Ci proponować, powinien być niski stopień ich trudności i krótki czas przygotowania. Wyobrażam sobie, że wracasz późno z zajęć i nie masz wtedy czasu na szykowanie pracochłonnych dań, tym bardziej, że kulinaria nie należą raczej do Twoich zainteresowań. Postaram się stosować do tych wytycznych. 
     Jestem podekscytowana tą wirtualną przygodą, którą właśnie rozpoczynamy i dostrzegam liczne jej zalety. Daje nam ona szansę na częstszy kontakt ze sobą i na lepsze wzajemne poznanie naszych gustów kulinarnych. Będę mogła zapoznać się też z kuchnią holenderską, choć informacje z Wikipedii wcale nie zachęcają do zdobywania wiedzy w tym temacie. Pozwól, że przytoczę Ci najsmaczniejsze kąski znalezione tam pod hasłem "kuchnia holenderska": 
"Tradycyjna kuchnia holenderska cieszy się umiarkowaną reputacją na świecie. [...] Sami Holendrzy są nie za bardzo dumni ze swojej kuchni".
     Myślę, że my natomiast, jako Polki, możemy być z naszej kuchni narodowej całkiem zadowolone. Idąc dalej z duchem patriotyzmu, posunę się do patriotyzmu lokalnego. W rodzinnym dla nas obu Poznaniu nie ma chyba domu, w którym nieznane by były "pyry z gzikiem". Podawanie przepisu na nie przypomina mi trochę podawanie przepisu na jajecznicę, ale od czegoś trzeba zacząć. 
     Nie wiem, czy zdarzyło Ci się jeść ten nasz regionalny rarytas w Pijalni Wódki i Piwa i ciekawa jestem, czy jest on dostępny również w bliźniaczych lokalach o tej nazwie w innych miastach. Muszę zapytać B., która odwiedziła filie w Gdańsku i Wrocławiu. Gzik w Pijalni jest bardzo smaczny i nieraz towarzyszył mi tam przy konsumpcji alkoholu. Kilkakrotnie wracając nocą z panem D. ze Starego Rynku, zachodziliśmy na strzemiennego z tą przystawką. Jakiś czas później zrobiłam swoją wersję w domu, z inicjatywy i ku uciesze Pana D. właśnie. Niedługo potem ugotowaliśmy sobie też gzik na próbie zespołu i zjedliśmy go w ogrodzie, przy promieniach późnoletniego słońca. Pałaszowaniu towarzyszyły pomruki zadowolenia i zachwyty nad tym, że tak proste danie może być tak pyszne.
     Mam nadzieję, że Ty też zjesz go któregoś dnia i w Hadze poczujesz się tak, jak w Poznaniu. Życzę Tobie i sobie, aby dziś podjęta akcja przyniosła nam obu radość. Może odkryjesz w gotowaniu talent i pasję? Kto wie, przecież gotować każdy może!

Całuję policzki trzykrotnie, na modłę wschodnioeuropejską
- F.   


PYRY Z GZIKIEM

200 g twarogu, cebula dymka ze szczypiorem lub sam szczypiorek, ziemniaki (sama zadecydujesz, ile zjesz, ale dwa spore okazy powinny wystarczyć z nawiązką), masło, sól, pieprz, trochę śmietany lub mleka
      
Ziemniaki ugotuj w mundurkach czyli włóż bez obierania do zimnej wody, doprowadź do wrzenia i gotuj do miękkości. Nie trzeba solić wody, przynajmniej szybciej będą gotowe. 
W misce rozgnieć twaróg widelcem, dodając do niego tyle śmietany lub mleka, aby miał taką konsystencję, jaką Twoim zdaniem gzik powinien mieć. Cebulkę dymkę posiekaj razem ze szczypiorkiem (pewnie nie zużyjesz całego pęczka, bo smak byłby zbyt intensywny) i wymieszaj z twarogiem. Dopraw solą, pieprzem - najlepiej takim z młynka - i gotowe!
Gdy ziemniaki zdadzą test miękkości przeprowadzony za pomocą widelca, wyłów je z wody, przekrój wzdłuż na pół i przystąp do swojskiego posiłku. Kawałki masła będą rozkosznie rozpływać się na gorących ziemniakach, więc pamiętaj o tym elemencie! No i oczywiście warto mieć w pogotowiu także sól i ewentualnie pieprz, by odpowiednio doprawiać ziemniaki. 

Lubisz ziemniaki w mundurkach? Spotkałam już kilka osób, które wytrwale obierały ugotowane pyry, ale osobiście należę do tych, którzy czerpią satysfakcję z przegryzania delikatnie chrupiącej skórki. 

Na jedno ze zdjęć załapał się kot, którego usiłuję wychowywać od ok. dwóch miesięcy. Przedstawiam Ci go przy tej okazji. 
Teraz pozostaje mi już tylko życzyć Ci realizacji przepisu i smacznego!







2 komentarze:

  1. Moja droga F.! Na początek chciałabym jeszcze raz, tym razem wszem i wobec, wyrazić wzruszenie powziętą przez Ciebie inicjatywą. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w żywieniowej biedzie! Poza tym przyznaję, że pomysł pyr z gzikiem jest po prostu genialny w swojej prostocie. Polskich sklepów, gdzie można bez problemu nabyć nasz krajowy twaróg, jest w Holandii pod dostatkiem, że już nie wspomnę o aspekcie finansowym powyższego przepisu, tak korzystnym dla studenckiej kieszeni. Poza tym lubię chrupiącą skórkę mundurka a Twojego kota chcę koniecznie poznać na żywo przy okazji naszego następnego spotkania w Poznaniu!

    Dziękuję kochana za pomoc i inspirację, życzę sto lat Tobie na urodziny i wszystkiego najlepszego dla naszej kulinarnej współpracy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wlasnie, nie bylam pewna czy uda Ci sie kupic twarog. Holandia slynie z zoltych serow, ale nie wiedzialam, jak ma sie tam sprawa sera bialego.
    Kot i ja serdecznie zapraszamy, ale mam tez nadzieje, ze zdolam odwiedzic Cie w Niderlandach.
    Do nastepnego wpisu w ramach przyjazni polsko-holenderskiej!

    OdpowiedzUsuń