Skoro już jesteśmy przy temacie mężczyzn, to pragnę ogłosić, iż ten, o którym do tej pory pisałam "Mój Mężczyzna", od teraz nazywany tu będzie "Panem D." Nie idzie o zmianę jego statusu w moim życiu, ale o moje poczucie literackiego stylu.
Otóż Pan D. zjadł rzeczoną zupę ze smakiem, a lubczyk zdaje się być skutecznym. Jeśli nie czujecie potrzeby uwodzenia kogokolwiek, sami możecie skonsumować ten zielony krem dla jego walorów zdrowotnych, smakowych i kolorystycznych.
KREM BROKUŁOWO-LUBCZYKOWY
1 litr wody, pęczek młodej włoszczyzny, 2 ziarnka ziela angielskiego, 2 suszone liście laurowe, sól i pieprz,
dorodny brokuł, pół pęczka (doniczki) świeżego lubczyku, 5 młodych ziemniaków, gałka muszkatołowa, sok z cytryny.
Nieobowiązkowe dodatki: sproszkowane chili, starty ser grana padano, grzanki paprykowe (wykorzystałam gotowe, sprzedawane ze sproszkowanymi sosami sałatkowymi Knorra), listki lubczyku do dekoracji
Pokrojone 2 marchewki, 2 pietruszki, pora i spory kawałek selera podsmażamy na łyżce masła. Zalewamy litrem wody, zagotowujemy i dodajemy liście laurowe, ziele angielskie, soli do smaku i ziarenka czarnego pieprzu (dałam ich 10). Po 15 minutach dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki. Kostka może być niedbała, bo i tak całość zmiksujemy. Następnie dodajemy podzielonego na różyczki brokuła i gotujemy kilka minut, by zmiękł, ale nie zanadto. Dodajemy liście lubczyku, przyprawiamy świeżo startą gałką muszkatołową i zupę blendujemy. Sprawdzamy, czy nie potrzeba jeszcze soli, pieprzu, gałki muszkatu lub czegoś jeszcze innego. Ja na tym etapie stwierdziłam, że przyda się wycisnąć trochę soku z cytryny, żeby zupa nie była zbyt mdła.
Przelewamy do misek i posypujemy startym serem i grzankami, dekorujemy chili w proszku i listkami lubczyku.
Et voila!, jak mawia Pascal Brodnicki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz