wtorek, 29 stycznia 2013

Jedzenie, które leczy

Zaczęłam od tego, że czasem z jedzenia lub niejedzenia trzeba się leczyć, a obrażona dusza odwraca twarz od talerza. Powszechnie jednak przecież wiadomo, że to jedzenie bywa lekiem. Jemy, gdy chcemy się pocieszyć, staramy się odżywiać zdrowo, żeby być w dobrej formie, narzucamy sobie reżim w zakresie doboru produktów, żeby polepszyć swoje samopoczucie. Czasem przechodzimy na dietę dobrowolnie, czasem nie mamy innego wyjścia, bo jakieś schorzenie nakazuje nam jedzenie czegoś lub wykluczenie czegoś z jadłospisu. Ja niedawno do swojego codziennego menu wprowadziłam olej lniany. Mój Mężczyzna miał już pewne doświadczenie w stosowaniu tego specyfiku, twierdził, że odczuł jego pozytywny wpływ na życie i był obeznany w jego zaletach. Ja też ciągle poszerzam wiedzę w tym zakresie.
Len to prastara roślina, znana już Starożytnym, którzy chwalili sobie dobroczynne działanie oleju lnianego na zdrowie i urodę. Także naszym słowiańskim przodkom roślina ta i wyroby z niej towarzyszą od wielu pokoleń. Mądrość naszych antenatów została potwierdzona naukowo, a największy wkład w pracę badawczą nad olejem lnianym miała dr Johanna Budwig. W latach 50-tych dowodziła, że wielonienasycone kwasy tłuszczowe, niezbędne dla naszych organizmów, spożywamy w niewłaściwych proporcjach, tzn. jemy zbyt wiele kwasów omega-6, a zdecydowanie za mało omega-3, co jest przyczyną większości współczesnych chorób cywilizacyjnych, z chorobami nowotworowymi na czele. Opracowana przez dr Budwig dieta opiera się na stosowaniu na co dzień oleju lnianego. Toczyła ciężką walkę z lobby farmaceutycznym i środowiskiem lekarskim, sprzeciwiała się bowiem stosowaniu chemio- i radioterapii w leczeniu nowotworów, dowodząc, że są one sprzeczne z dietą jej autorstwa, za pomocą której wyleczyła 90% swoich pacjentów, także z takich chorób, jak m.in. arterioskleroza, miażdżyca i cukrzyca. Również przemysł spożywczy był przeciwko niej, gdyż obnażyła szkodliwość wysoko przetworzonej żywności, a zwłaszcza olejów spożywczych i margaryn. Obszerniejszą historię jej życia możecie poznać tutaj.
Dieta dr Budwig, jak każda dieta, nie należy z pewnością do łatwych i wymaga zmiany wielu przyzwyczajeń, także zmiany stylu życia (wskazówki tutaj). Ja niezbyt ściśle przestrzegam zasad, a właściwie przestrzegam tylko jednej z nich czyli obowiązku spożywania codziennie kilku łyżek oleju lnianego (przyjęłam dawkę 3 łyżek). Jakiś czas temu próbowałam pić go solo, co okazało się przeżyciem traumatycznym, gdyż rybny, gorzki smak oleju i jego ohydna, oleista konsystencja przyprawiały mnie o mdłości. Na szczęście okazało się, że przyjmowanie go w czystej postaci jest złym pomysłem i należy spożywać go w postaci pasty na bazie chudego twarogu. Mniej więcej od tygodnia codziennie do elektrycznego rozdrabniacza z wirującymi nożykami wkładam pół kostki twarogu, wlewam sześć łyżek oleju (porcja na dwie osoby) i różne dodatki, których zadaniem jest skuteczne zniwelowanie nieakceptowalnego dla mnie smaku i zapachu oleju lnianego. Wymyśliłam już kilka przepisów spełniających tą funkcję i codziennie na śniadanie jem pastę budwigową, czekając cierpliwie, aż pomoże mi zwalczyć depresję, doda energii i naprawi zniszczone nieco jelito. Wierzę, że tym razem jedzenie zwalczy lęk, a nie będzie jego źródłem.
Jeżeli któryś z Szanownych Czytelników postanowi spróbować działania tej diety, to w internecie znajdzie mnóstwo informacji na jej temat, między innymi na stronach, do których linki podałam w tekście. Ja ze swojej strony służę uprzejmie wypróbowanymi przez siebie recepturami na serolek - tak go ochrzciłam na prywatny użytek, umieszczając w nazwie słowa "ser", "lek" i nie czepiając się szczegółów czyli jednej litery, słowo "olej". Oto pierwsza z nich:

SEROLEK OGÓRKOWY

125 g twarogu chudego (pół kostki), 6 łyżek oleju lnianego (musi być wysokolinolenowy i należy zwrócić uwagę na to, czy w sklepie jest przechowywany w odpowiedniej temperaturze i czy my trzymamy go w lodówce), 2-3 ogórki kiszone, duży ząbek czosnku, garść koperku, łyżeczka musztardy francuskiej, szczypta soli i pieprzu, najlepiej ziołowego.

Całość miksujemy na pastę (gdzieś natrafiłam na informację, że należy to robić przez 5 minut, ale ja skracam czas miksowania do minimum przez wzgląd na spokój współlokatorów - urządzenie do rozdrabniania emituje hałas podobny do przelatującego nieopodal F-16).
Na zdrowie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz